środa, 8 czerwca 2016

Niedzielne odetchnięcie

Od niedzieli minęły już 3 dni, a ja nadal rozpamiętuję koncert na jaki udałam się do Pelplina. To raptem 20 km od Tczewa, a gwiazdą (raczej całym gwiazdozbiorem) miał być AFROMENTAL. 5 lat temu byłam na ich koncercie w moim mieście. Wtedy jeszcze piękna i młoda wybrałam się razem "z przyjaciółką" a po koncercie zdobyłyśmy autografy i zdjęcia z chłopakami.
Raz na jakiś czas wykorzystuję fakt, że jestem córeczką tatusia i rzucam w domu propozycje wycieczki na koncert. Tatuś mimo braku chęci, zgodził się pojechać ze mną. Jakby mało było atrakcji zażyczyłam sobie prowadzenia samochodu, więc tata był tylko moim opiekunem, a w zasadzie to opiekunem auta, żebym Opelkowi krzywdy nie zrobiła.
Zajechaliśmy do Pelplina szybciej, żeby rozejrzeć się wokół i postawić autko w wygodnym miejscu, co by nikt go nie porysował i żeby w natłoku ludzi móc potem sprawnie wyjechać. Na placu gdzie odbywały się dni Pelplina zameldowałam się w połowie koncertu An Dreo & Karina. O tym duecie wiedziałam tylko tyle, że śpiewają po włosku. A dla mnie wszystko co włoskie jest najlepsze. A włoskie piosenki od razu powodują uśmiech od ucha do ucha i czuje ten gorący klimat Słonecznej Italii. Nie mogłam się powstrzymać i musiałam nagrać kawałek piosenki.


Po włoskim występie nastąpiła chwila przerwy, na scenę wbiegli technicy, którzy raz dwa pozmieniali instrumenty, a następnie wybiegli na nią chłopacy z Afromental. Niestety zabrakło Barona na gitarze, na jego miejscu stał Rogal. Szkoda, bo mam słabość do świetnych gitarzystów, a gitarowe dźwięki Barona doprowadzają moje serce do drgań.Od naszego spotkania minęło 5 lat, zmieniłam się ja, zmienili się oni, każdy z nas przeszedł przez ten okres pewną drogę. Jedno pozostało niezmienne: energia która wylewała się ze sceny i zalewała wszystkich dookoła. W pewnym momencie Łozo powiedział "NASZYCH KONCERTÓW SIĘ SŁUCHA, W NASZYCH KONCERTACH SIĘ UCZESTNICZY" I to jest prawda. Nie da się słuchać i oglądać ich niczym filmu w kinie. Wciągają w swoją historię, w swoje utwory. Porywają człowieka i przejmują kontrole nad jego głową. Nad moją stanowczo przejęli.Mimo aparatu przewieszonego przez ramię nie potrafiłam ustać w spokoju.


Tomson po raz drugi udowodnił mi, ze jest genialnym wokalistą i beatboxer'em. Łozo to stanowczo za bardzo ekscentryczna postać jak dla mnie. Razem są jak ogień i woda, dwa żywioł siejące spustoszenie w ludzkich głowach i porywające ich do innej rzeczywistości. Na scenie zrobili "rozpierdol". Działo się, wokalnie, muzycznie, emocjonalnie i wizualnie. Mimo, że piosenki po angielsku to nie jest mój ulubiony pomysł, to na koncercie kompletnie mi to nie przeszkadzało. Kiedy jestem porwana przez dźwięki to upajam się nimi, a nie analizuję tekst. Nad tekstem piosenki skupiam się kiedy siedzę sama ze słuchawkami, a gdy widzę przed sobą 6 żywych osób (Dziamas niestety tez nie zawitał).
Zawsze zwracam uwagę na prezentację zespołu. Łozo i w Pelplinie i (5 lat temu) w Tczewie przedstawił cały zespół ten na scenie i AfromentalCrew ten po za sceną. Skoro wszyscy pracują na jednym koncercie to miło jest przedstawić wszystkich.


Gdzieś pomiędzy piosenkami Łozo zaczął prowadzić monolog, że zespołowi stuknęło 12 lat i jak to było na początku. (Szok że tyle ze sobą już grają) i że warto iść za marzeniami, że trzeba wieżyc i że człowiek szczęśliwy jest tylko wtedy gdy robi to co lubi i to w czym widzi sens. Z perspektywy (prawie) obiektywnego widza stwierdzam, że Afromental to jest ich miejsce na świecie.
Porównując tamten koncert do tego to moje odbieranie świata/muzyki zmieniło się diametralnie. Wtedy zależało mi, żeby być w pierwszym rzędzie, teraz znalazłam sobie miejsce gdzie dźwięki nie nakładają się na siebie, gdzie widać scenę i gdzie jest trochę wolnego miejsca, co bym się nie czuła jak w kolejce miejskiej w godzinach szczytu. Przyjechałam na koncert, żeby naładować swoje baterie dawką prawdziwej muzyki na żywo. Piękny dźwięk gitary... Żaden instrument nie jest tak piękny i tak kolorowy w swoim zastosowaniu i brzmieniu.


Gitara akustyczna przy "Differences" jest obłędna i trafia w miejsce gdzie automatycznie oczy robią się szklane. Żałuję, że w tym utworzenie nie usłyszałam Barona. Rozumiem, chce się rozwijać, koncerty z Hans'em Zimmer'em nie zdarzają się codziennie. Nie wyobrażam sobie jak można zgrać ze sobą tyle osobowości, żeby każdy mógł realizować swoje prywatne projekty, tworzyć Afrodzieło i mieć życie prywatne. Menadżer musi być doskonałym dyplomatą i strategiem.
Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze nie raz na koncercie...


4 komentarze:

  1. W ubiegłym roku byłam na koncercie tego zespołu, gdyby wtedy Baron wywinął taki numer, byłabym bardzo zawiedziona. :D To zdecydowanie jeden z moich ulubionych muzyków z Afromental, a co do Tomsona i Łoza - całkowicie podzielam Twoją opinię.

    Odnośnie miejsca, w którym słuchamy koncertu - to niezwykle ciekawe jak potrafi zmienić to nasz odbiór.
    Te same piosenki, te same emocje przekazywane ze sceny, a gdy stoimy przy barierkach, albo już z tyłu są zupełnie inne. Jednak ostawiając się w danym miejscu oczekujemy też czegoś innego, a ja zawieszona jestem gdzieś pomiędzy. :D Chciałabym wszystko dobrze widzieć, tak jak w pierwszym rzędzie, ale jednocześnie czuć się swobodnie. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma piękniejszego instrumentu niż gitara! Zazdroszczę tak niesamowitej dawki muzyki na żywo, to zdecydowanie lek na wszystko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Afromental-lubię ich muzykę. szkoda,że nie tworzą już na większą skalę jak kiedyś. Samorozwój jest jednak ważniejszy, to on daje nam satysfakcję z życia.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. wow, jak fajnie opisałaś ten koncert :) nigdy nie byłam fanką Afromental, znam jedynie jakiś mikro ułamek ich twórczości. w każdym razie podoba mi się zdanie o "uczestniczeniu w koncercie" i opis Twoich wrażeń.. cudownie jest wczuć się w występ na żywo i potem rozmyślać o nim, żyć nim przez kolejnych parę dni :D

    OdpowiedzUsuń