środa, 14 października 2015

drugi dzień turnieju w Elblągu

11.10.2015
Mija właśnie drugi dzień turnieju czterech trenerów o puchar prezydenta miasta Elbląg. Mimo, że dzisiejsza para walcząca o 3 miejsce w naszych planach miała walczyć o zwycięstwo, pojechałyśmy pełne nadziej i nadal głodne sportowych emocji. Wstałam o nieludzkiej godzinie: tzn 7 w niedziele żeby pójść do kościoła, wypić kawę i pobiec na dworzec, żeby po raz drugi w ten weekend odwiedzić Elbląg. Jako, że pkp jeździ w niedziele rzadko, wybrałyśmy opcję na styk. Na hali byłyśmy 2 min przed rozpoczęciem spotkania między Lotosem Treflem Gdańsk, a PGE Skrą Bełchatów.



Niestety ominęła nas rozgrzewka. Pierwsze co dało się zauważyć to grający Mariusz Wlazły, a po drugiej stronie Murphy Troy. Za to w gdańskim kwadracie dla rezerwowych zagościł Marco Falaschi, a jego miejsce zastąpił Przemek Stępień.



Mariusz grał zupełnie inny mecz niż wczoraj. Bez problemu przebijał się przez blok przeciwnika zdobywając punkty. Za to Andrzej Wrona (w I i w III secie) rozbrajał przeciwnika serią swoich zagrywek. W drugim secie tą rolę przejął M. Janusz. Całę spotkanie zakończyło się wynikiem 3:0 w setach i miażdżąca przewagą na punkty w każdym z nich.



Po meczu odbyła się dekoracja zawodników, nagrody indywidualne i wręczenie małych pucharów na ręce kapitanów obu drużyn. Muszę wspomnieć o pomyłce i próbie wręczenia B. Gawryszewskiemu (Lotos Trefl Gdańsk) nagrody za zajęcie 3 miejsca, które wywalczyła Skra.



Jako, że między meczami nastała godzinna przerwa, zawodnicy z Gdańska i Bełchatowa przed powrotem do hotelu podeszli do kibiców na przysłowiowe fotki i autografy. Wszystko odbyło się miło i sympatycznie, no może prócz Mariusza... Aż żal się robi jak na jednego faceta rzuca się z trzydzieści osób. Płaci ogromną cenę za swój talent i umiejętności.





Finał rozegrany był między Cerrad Czarni Radom a AZS Indykpol Olsztyn. Z tego meczu tez urwałyśmy się po 3 setach, ponieważ pkp... Wszystkie sety grane był na przewagi. Spora część kibiców opuściła halę już po pierwszym meczu dzisiejszego dnia. Było dość wyraźnie widać przerzedzenie jakie nastało na trybunach.



Ale doping nie ustawał i na przemian do 3 liczyli kibice obu drużyn, co dawało niezły efekt. Zawodnicy też podeszli towarzysko do tego spotkania. Były przyjacielskie poklepywania pod siatką po plecach po błędach czy spornych sytuacjach.





Turniej bardzo towarzyski, zakończony ni po mojej myśli, bo dwa ulubione kluby powinny walczyć w finale... Składy też były nie pełne, czego każdy się chyba spodziewał. Nadrobiłam braki siatkówki w moim życiu i po długiej przerwie znów współpracowałam z moim Nikonkiem.





Jeszcze jedno co zrobiło na mnie wrażenie to muzyka puszczana na hali. Po meczu Mistrzostw Świata na Ergo Arenie (gdzie puszczane były tylko 2 piosenki) w Elblągu co akcje z głośników płynęła inna piosenka.



Nie żałuję, że pojechałam, mimo że weekend miała wypełniony w pełni. Hala do moich ulubionych się nie zaliczy, ale spotkanie 4 tak wyjątkowych trenerów i ich drużyn zawsze mile widziane.

wtorek, 13 października 2015

Turniej czerech trenerow w Elblagu

SOBOTA, 10.10.2015r.


Kończy się dzień, a ja melduję się w moim rodzinnym domu po powrocie z Sopotu do Tczewa przez Elbląg. Z moją jakże szurniętą siatkarsko współlokatorką postanowiłyśmy już miesiąc temu kupić karnet na dwa turniejowe dni. Elbląg przecież nie jest daleko, a meczu Skry nie mogłyśmy odpuścić. Mimo, że zespoły występują bez kadrowiczów, to Skra jest Skrą. Pierwszy raz byłam w Elblągu, ale moja przewodniczka w pełni wykazała się profesjonalizmem i doprowadziła nas do hali. Przed którą oczywiście czekałyśmy dobre pół godziny, bo innego pociągu nie było...



Nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło. Kiedy tak czekałyśmy pierw podjechał autokar Skry, z którego powoli zaczęli wychodzić siatkarze, nie miałam okularów więc więcej szczegółów nie widziałam, ale udało mi się ustrzelić zdjęcie z Panem Trenerem A. M. Falasca. Takie pocieszenie na brak Argentynczyków... W tym samym czasie na hale przybyli siatkarze AZSu Indykpol Olsztyn i panem Gardinim, który tylko "przeczmychał " mi przed nosem.





Meldując się na hali znalazłyśmy swoje miejsca, co w cale nie było łatwe, ale udało się i widoczność najgorsza nie była. Trybuny na długonogich kibiców przygotowane nie były i niestety najwygodniej się nam nie siedziało. Mimo, że siedziałyśmy w drugim rzędzie to zdjęcia musiałam robić na obiektywie 55-300. Siatkarzom też nie raz przeszkadzały ulokowane blisko boiska bandy, stoliki i miejsca vip'owskie. Przecież to tylko turniej o puchar prezydenta miasta. Nie rywalizacja na śmierć i życie. Więc po każdej akcji, w której banda stanęła na drodze, padły tylko uśmiechy.



Weź dwie pary, a trzecią dostaniesz w gratisie :)
Rywalizacja zaczęła się meczem Skry z Azs'em. Spiker zapowiadający zawodników wybiegających na boisko zaczął od przedstawienia 5 zawodników Skry, pomijając Pana Kapitana i jeszcze jednego zawodnika. Bo rozegraniu Papier Kamień Nożyce wybiegli we dwójke i dołączyli do stojącej już na parkiecie piątki zawodników. Przy przedstawianiu składu Olsztyna już taka pomyłka nie nastąpiła.


Po rozgrzewce rozpoczął się mecz. Jeszcze wczoraj przeżywałam brak Nicolasa Uriarte na rozegraniu, ale M. Janusz godnie go zastąpił i nie kuł mnie w oczy brak Argentyńczyka. Mariusz W. występował tylko w pierwszym secie i nie raz został przy ataku zatrzymany blokiem przeciwnika. Przecież nie do takiego Mariusza jesteśmy przyzwyczajeni. No nic... Olsztyn za to oddał parę bezsensownych punktów za dotknięcie siatki, podwójne odbicie czy też piłkę rzuconą.



W każdym razie mecz zakończył się nie po naszej myśli i na tablicy wyników pokazał się wynik 3:2 na korzyść akademików z Olsztyna. Nieraz iskrzyło na linii Hiszpania (Falasca) a Włochy (Gardini). Jak tu nie kochać takich temperamentów. Wszystko oczywiście w granicach koleżeństwa. Na turnieju nie ma niestety video weryfikacji, do czego chyba już każdy kibic siatkówki się przyzwyczaił.





Pod koniec meczu na hali pojawiły się już zespoły z Gdańska i z Radomia, którzy grali następne spotkanie. Niestety druga rywalizacja została opóźniona o 40 min, z powodu tie-breaku przez co musiałyśmy wyjść z hali w trakcie trzecie seta, tak znowu argument: pociąg. Ten mecz też zakończył się nie po naszej myśli, bo Lotos przegrał 3-1.


A na koniec mam wielką prośbę do pana Andrzeja Wrony. Proszę swoje oddane fanki trzymać z daleka od takich masowych imprez. Dziewczyna siedząca obok mnie za każdym razem gdy A. Wrona odbił piłkę albo zagrywał zaczynała piszczeć i to tak głośno, że zagłuszyłaby startujący samolot, a klaskaczem no rusz szturchała mnie w ramie. Taka z niej oddana fanka, że żadnego innego zawodnika nie znała (jak oni mogli grać bez nazwisk na plecach) , a środkowego nazywała swoim przyszłym mężem.





Jeden plus dzisiejszego dnia, Polska-Słowenia 3-1
Dzień sportowo nie najlepszy.
Organizacja imprezy bez fajerwerków.
Za to jedyny klub kibica jaki pojawił się na hali był z Gdańska i rzucał się w oczy, co bardzo ładnie wyglądało.



Hala też wydaje się przeciętna. Do Ergo Areny nie ma jej co porównywać.
Atmosfera koleżeńska mimo, że jedni muszą przegrać żeby inni mogli wygrać.
I co najważniejsze pierwszy raz MOJA MUSTAFOWSKA koszulka ujrzała hale pełną ludzi.
Jutro serce znów będzie krwawić, bo lotos gra ze Skrą o 3 miejsce, a o zwycięstwo powalczy Olsztyn i Radom.

wtorek, 6 października 2015

Sponiewierana i coraz bardziej zauroczona

Zostałam sponiewierana przez nadmorską bryzę. Zawsze podobał mi się kitesurfing, ale dzisiaj nie wyobrażałam sobie rozpiąć kurtki, a co dopiero przewracać się do tej zimnej wody. Ogromny szacunek dla tych wszystkich dzisiaj siłujących się z wiatrem. Przerażają mnie większe zbiorniki wodne niż wanna w łazience. :)



Czuję, że zaniedbałam moją miłość do gór. Ciągle ostatnimi czasy przesiaduję to we Władysławowie, to w Sopocie... A moje ukochane Tatry? Czy nadal stoją tam gdzie stały? Czy nadal są tak piękne, męczące i niebezpieczne? Czy radość podczas wycieczki jest nadal tak ogromna? No i czy nadal wszędzie pełno jest turystów? 



Czy prawdę gdzieś na górze jest zapisany cały scenariusz na nasze życie? Czy wszystko jest z góry przesądzone? Czemu gdy staramy się ze wszystkich sił, to i tak się nie udaje? A im bardziej nam zależy tym gorszy jest efekt? Czy do wszystkiego trzeba podchodzić na całkowitej wyjebce? Jeśli tak, to ja jestem inna. Nadal nie potrafię... Jak coś mnie dotyka wewnętrznie, to burzy we mnie wszystko.



Chyba odnalazłam przejście do magicznej krainy, gdzie ludzie są szczęśliwy, gdzie zawsze świeci słońce, a z twarzy nie znika uśmiech. Tak to tylko moja rozbujana wyobraźnia, szybko wróciłam na ziemię ale chociaż chwile warto pomarzyć, że coś takiego istnieje.



czwartek, 1 października 2015

Sopockie ptaszory

Piszę tego posta, z totalnym poplątaniem w głowie.
Przez całkowity przypadek dowiedziałam się, że odszedł chłopak, którego fakt faktem nie znałam zbyt dobrze, ale zawsze go podziwiałam. Ja jeszcze wtedy niezależna singielka nie chcąca mieć faceta patrzyłam z zazdrością na jego dziewczynę (a moją koleżankę) jak się dogadują, jak on się o nią troszczy i jakim jest pozytywnym człowiekiem. Spędziliśmy razem cały dzień zbierając pieniądze na WOŚP. Okazało się, że chodzimy razem do szkoły. Mimo że wraz wtedy jeszcze z moją przyjaciółką (teraz już nic nas nie łączy) byłyśmy raczej wycofane w kontaktach międzyludzkich to dogadałyśmy się z nimi od razu i w szkole nie jedną przerwę razem spędziliśmy.


Dzisiaj na fejsie pokazało mi się jego zdjęcie i notka o pogrzebie. Zbita z tropu czytam dalej i okazuje się, że jego siostra rusza niebo i ziemię, żeby go należycie pożegnać. Zabrał swoją dziewczynę na wakacje w góry i już nie wrócił. Wypadek, zdarza się... no jasssssne. Gdy jest to tylko nic nie znacząca wzmianka w telewizji czy radio. Przynajmniej ja puszczam to mimo uszu, nie zwracam na to wielkiej uwagi. Kiedy to dotyczy osoby, którą osobiście znałam i w pewnym stopniu podziwiałam to jest to coś zupełnie innego.


Nie wyobrażam sobie nawet jak mogłabym pojechać z kimś na wakacje, a wrócić sama. Zawsze w domu słyszałam tekst: "Jeśli wychodzicie razem to i wracacie razem". A tu nagle trach i tej drugiej osoby nie ma. Pięć minut temu była obok Ciebie, a teraz nie ma jej i już nigdy nie będzie. CO kieruje tym światem, że odchodzą ludzie, którzy całkowicie na to nie zasłużyli, którzy mieli tyle planów na życie... którzy emanowali optymizmem na prawo i lewo... którzy mieli dla kogo i z kim żyć...


Tyle nieszczęść jest na co dzień, a ruszają nas tylko te, które dotyczą nas samych albo kogoś z naszego otoczenia. Przecież człowiek to człowiek...  Jesteśmy potworni, tak jak i ten świat jest brutalny. No już jest nasza samoobrona, żeby nie doprowadzić do samo destrukcji, z powodu nadmiaru brutalności i tragedii ludzkich.  Na tragiczne odejście ludzi z własnego otoczenia nie można wyrazić zgody. W takiej chwili nie rozumiem jak można się kłócić z drugą osobą i rozstawać się w niezgodzie. Sama to dzisiaj zrobiłam... Potem była chwila oddechu i myśl NIE, KURWA NIE, NIE WYJDĘ POKŁÓCONA. Czemu tak często prowokuję kłótnie? Musze odreagować na bliskich osobach? Chyba niestety tak.


Żegnanie się w kłótni jest błędem. Nie jest to łatwe, ale nigdy nie wiesz kiedy nadarzy się okazja poprawienia tej relacji. Na brutalność losu nie ma akceptacji ale też nie ma możliwości złożenia apelacji. Życie to nie dom aukcyjny, nie ma podbijania cen, ani wydłużania czasu pobytu.
Na piosenkę natknęłam się wczoraj...
Polecam...