niedziela, 24 lipca 2016

Może ktoś zwolnić czas?

Dni mijają tak szybko...
Cztery dni temu zobaczyłam ogłoszenie o spływie kajakowym Gniew-Malbork.
Wczoraj cały dzień siedziałam w kajaku, a dzisiaj czuję dokładnie każdy mięsień odpowiadający za ruchy rąk, mimo że przez 8 godzin miałam rozruch w pracy.
Dzień za dniem mija z zawrotną prędkością. Wszystko nabiera tępa.
Wczoraj jeszcze wkurzałam się na mojego mężczyznę, bo straszył, że przewróci kajak, a dzisiaj wiele bym dała żeby go przytulić.


Jestem totalnym antytalentem do wiosłowania. Moje ręce odmawiają posłuszeństwa przy podnoszenie półtora litrowej butelki wody, a co dopiero mówić o 30 kilometrowym spływie. Nie, Wisła i Nogat wcale nie mają takiego prądu jak to zawsze mi się wydawało :) Jeśli znajdziesz dżentelmena który pociągnie waszą dwójkę w stronę mety :)


środa, 20 lipca 2016

Ostatnie Sopockie ptaszyska

Kiedy robiłam te zdjęcia, zostałam sama w Trójmieście. Wszyscy wyjechali... Wszystkie uczelnie skończyły rok akademicki, prócz mojej. W czasie gdy powstawały pierwsze wpisy na tym blogu, samotność była dla mnie wolnością i brakiem zobowiązań. Dziś znów zostałam sam na sam z 4 ścianami. Od czasu do czasu pod nogami przemknie mi krokodyl, albo biały futrzak naskoczy na mnie. Ale to nie to samo co kręcący się wokół dwunóg.




Jak ten czas biegnie.
Wczoraj 19 lipca minęły 33 miesiące... 
Zostało mi niewiele ponad miesiąc wakacji. A jeszcze nie zdążyłam się całkowicie zainstalować w domu. Jeszcze pomiędzy moimi szpargałami szumi sopocka bryza... 
A zdjęcia w komputerze nadal czekają na moje zainteresowanie nimi i na razie się nie doczekają. Mój piękny prezent urodzinowy obraził się na mnie i pojechał na gwarancję. Póki co moją porządną mychę zamieniłam na chomika mojej mamy, a jak wróci z wyjazdu to znów zostanę bez gryzonia...
Elektronika zawsze robi na złość. Aparat zacina się zawsze kiedy ważny jest czas reakcji fotografa, telefon rozładowuje się kiedy musisz pilnie zadzwonić a komputer odmawia współpracy kiedy potrzebujesz coś na niem zrobić... 






Teraz do tej litanii doszedł mój telefon. Leżąc w nocy i się ładując u szczerbił sobie szkło które chroniło jego wyświetlacz. 
Co następne? Prostownica zechce być suszarką i zamiast nagrzewać płytki zacznie dmuchac powietrzem i suszyć włosy? 





Nie przepadam za ptaszorami, szczególnie po ostatniej przygodzie z panem łabędziem. Jednak mewy są cudowne i bardzo fotogeniczne. A z perspektywy obiektywu 55-300 całkowicie niegroźne. 




Tak łatwo jest się przyzwyczaić do drugiej osoby obok, a tak ciężko znów żyć bez niej.




środa, 13 lipca 2016

Iławski weekend

Weekend się skończył pora wracać do rzeczywistości...
Jest jedna rzecz, która charakteryzuje moje wszystkie wyjazdy. Wracam mega szczęśliwa i niedowierzająca, że ten czas tak szybko minął.



Nie dawno był piątek, pakowałam plecak i zastanawiał się co zabrać ze sobą. Przygoda zaczyna się od wyjścia z domu. Już jakiś czas temu przerzuciłam się na plecak. Czasem i bywa ciężki, ale przynajmniej nie muszę taszczyć walizy, dla której polskiej chodniki i schody są nie przystosowane.




Jako że wybraliśmy się autem na mazury pod namiot, musieliśmy zastanowić się nad wszystkimi potrzebnymi rzeczami. To jeden z tych wyjazdów gdzie ilość spakowanych par butów nie jest najważniejsza, szczególnie że wyjechaliśmy na 4 dni. Całą odpowiedzialność za pakowanie zrzuciłam na mojego kierowcę i dobrze na tym wyszłam. Nie zabrakło nam niczego. Tak w zasadzie to potrzebny jest tylko odpowiedni mężczyzna.




Kulki z dziobem. jak dla mnie to takie "jezuski" bo gdy się spłoszą to zamiast odlecieć "biegną" po wodzie.
Wygląda do komicznie...


Jako, że nad morzem spędziłam ostatni rok, to padł pomysł, żeby pojechać na mazury. Jestem lądowym stworzeniem i zbiorniki wodne to nie jest moje środowisko naturalne. Przecież Mazury też są piękne z lądu, a w zasadzie z pomostu. Szczególnie gdy ma się ze sobą idealne towarzystwo. Tak bardzo udzielił mi się klimat jeziora, że aż dałam się namówić na wypożyczenie roweru wodnego. Byłoby cudownie i pięknie gdyby nie biały potwór jeziorny. Zaatakował nas ojciec rodziny łabędziej broniący swoich maleńkich szaraczków.





Najlepsze wycieczki to takie, z których się wraca i jest się tak szczęśliwym i jednocześnie zmęczonym fizycznie. Uwielbiam dreptać po nowych miejscach. Po co ruszać autko skoro ma się dwie prawie sprawne pytki? Z reguł okazuje się że cel podróży w rzeczywistości leży dużo dalej niż mi się wydawało.
Pogoda może nie była najlepsza, ale nie zmokliśmy. Pierwszy raz przyświecało nam szczęście. Za każdym razem gdy zaczęło padać lub rozpętała się burza, byliśmy albo w namiocie albo na pizzy albo była po prostu noc.





Iława jest piękna. To zupełnie inny świat niż te wszystkie nadmorskie kurorty. Bałtyk jest piękny, ale turyści a w zasadzie ich nadmiar nie pozwala odpocząć.
Skoro mam prawo jazdy kat.B to może teraz pora na patent sternika?




sobota, 2 lipca 2016

MARZENIA trzeba spełniać, albo można też znaleźć kogoś kto Ci w tym pomoże

Udało się!!!
Nie wiem co bardziej mi się poszczęściło: to że pojechałam na koncert ENEJA i świetnie się na nim bawiłam, czy to że poznałam człowieka który dla mnie był stanie poświęcić swój czas i zabrać mnie tam.


Moje marzenie spełniło się po raz drugi, a może wcale nie?
Wczoraj 1 lipca byłam na koncercie grupy ENEJ. Tak było rok temu...
Długo marzyłam, aby posłuchać i zobaczyć ich na własne oczy. Fascynacja zaczęła się dobre 6-7 lat temu. Parę razy planowałam pojawić się na ich koncercie, ale nie wyszło. Dopiero w zeszłym roku się udało. W tym roku leżący 30 km od Tczewa Starogard Gdański Zorganizował obchody święta miasta a gwiazdą wieczoru został właśnie ENEJ. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. CO z tego, że zaczęłam praktyki i dojeżdżam codziennie do Gdańska. Przecież od 3 miesięcy kiedy się o tym dowiedziałam trąbiłam rodzicom, że bardzo bardzo bardzo chcę jechać i potrzebuję samochodu i któregoś z nich. Nie było problemu aż do wczoraj, gdy usłyszałam, że nikt nie ma zamiaru ze mną pojechać a samochodu też nie dostanę. Pozostało mi jedyne wyjście... Pojechać tam i w połowie koncertu pobiec na ostatni autobus do Tczewa. Nawet na połowę koncertu byłoby warto. Z ratunkiem przyszła moja Druga Połówka (ta przystojniejsza), która przyjechała po mnie autem zabrała na koncert, bawiła się ze mną, a na koniec odwiozła do domu.




DZIĘKUJĘ KOCHANIE, bo bez Ciebie nie byłoby tak cudownie.
A koncert...
Kolejny koncert w obcym mieście, jak na zbiorowisko wszystkich mieszkańców to na prawdę jestem pod wrażeniem. Było sympatycznie, kulturalnie i na poziomie. Z koncertu nie za dużo pamiętam. Od pierwszej piosenki wpadłam w trans, stan upojenia muzyką. Byłam ja, był Przemek i była muzyka. Nic więcej nie było istotne. Piosenki miały inne aranżacje niż te znane z płyt. Wszystko brzmiało bardziej taneczne, energetycznie i imprezowo. Może to kwestia występów na żywo, ale było o niebo lepiej niż jest to utrwalone na płycie. Co dla mnie najważniejsze ENEJ zagrał dwie moje ulubione piosenki z ich dawnych lat :) "Ulice" i "Państwo B" jeśli nie kojarzycie. Musicie odpalić je na youtube :) Jak zmieniał się Enej tak i zmieniałam się ja. Większość ich piosenek jest umiejscowiona w moim życiu. "Ulice" to pierwszy ich utwór jaki usłyszałam w okolicach II klasy gimnazjum. Te wszystkie moje stały emocjonalne w tamtym okresie... "Radio Hallo" to piosenka mojej koloni na Lazurowym Wybrzeżu. "Tak smakuje życie" to wakacyjna praca w sklepie zawsze przy włączonym radio. "Lili" to czas poznania mojej miłości. "Może będzie lepiej" towarzyszyła mi podczas nauki do sesji. Na wczorajszym koncercie zagrane zostały piosenki z całego tego okresu.



W powietrzu unosiła się taka magiczna atmosfera. ENEJAKI pokazywały swoją radość z muzyki, a publiczność odpłacała się im energią zwrotną. Byłą interakcja. Bez wątpienia porwali publiczność. Ta muzyka na żywo jest tak cudowna że nie można było się nie bawić. A po koncercie przyszedł czas na liczne autografy i zdjęcia. Jestem pełna podziwu, że po koncercie z pełnym uśmiechem rozdawali autografy i pozowali do zdjęć. Wszystko na spokojnie z uśmiechem i żartem. A mi udało się zdobyć autografy na moich dwóch płytach. Kolejne marzenie spełnione. Uwielbiam płyty i książki, ale te z podpisem autora to dla mnie osobiste dzieła sztuki.
Minęła już doba od tego wydarzenia a ja nadal się nie otrząsnęłam po tej dawce muzyki, radości i emocji.
Oni na prawdę sobą radosnymi chłopakami z Olsztyna.
Cudowny wieczór, cudowny zespół piękne wspomnienie. Mam nadzieję, że nie była to moja ostatnia okazja na tak cudowne muzyczne przeżycie. Jako niedoszła gitarzystka zawsze uważałam, że instrumenty ze strunami są najlepsze, ale to jest jedyna sekcja dęta która skradła mi serce. Uwielbiam ENEJOWSKI puzon, saksofon i trąbkę. Moje wszystkie uprzedzenia tego zespołu nie dotyczą. Że niby bas jest prymitywny bo ma tylko 4 struny? Ale na pewno nie bas Mynia... To wszystko ma ręce i nogi. Pasuje do siebie jak dwa sąsiednie puzzle. Od pierwszego dźwięku porwali mnie do odległej krainy "radości i muzyki". Perfekcja, doskonałość i charakterystyczne brzmienie.

DZIĘKUJĘ ZA SPEŁNIENIE MOJEGO MARZENIA I TOBIE I ENEJAKOM!!!