Kończy się dzień, a ja melduję się w moim rodzinnym domu po powrocie z Sopotu do Tczewa przez Elbląg. Z moją jakże szurniętą siatkarsko współlokatorką postanowiłyśmy już miesiąc temu kupić karnet na dwa turniejowe dni. Elbląg przecież nie jest daleko, a meczu Skry nie mogłyśmy odpuścić. Mimo, że zespoły występują bez kadrowiczów, to Skra jest Skrą. Pierwszy raz byłam w Elblągu, ale moja przewodniczka w pełni wykazała się profesjonalizmem i doprowadziła nas do hali. Przed którą oczywiście czekałyśmy dobre pół godziny, bo innego pociągu nie było...
Nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło. Kiedy tak czekałyśmy pierw podjechał autokar Skry, z którego powoli zaczęli wychodzić siatkarze, nie miałam okularów więc więcej szczegółów nie widziałam, ale udało mi się ustrzelić zdjęcie z Panem Trenerem A. M. Falasca. Takie pocieszenie na brak Argentynczyków... W tym samym czasie na hale przybyli siatkarze AZSu Indykpol Olsztyn i panem Gardinim, który tylko "przeczmychał " mi przed nosem.
Meldując się na hali znalazłyśmy swoje miejsca, co w cale nie było łatwe, ale udało się i widoczność najgorsza nie była. Trybuny na długonogich kibiców przygotowane nie były i niestety najwygodniej się nam nie siedziało. Mimo, że siedziałyśmy w drugim rzędzie to zdjęcia musiałam robić na obiektywie 55-300. Siatkarzom też nie raz przeszkadzały ulokowane blisko boiska bandy, stoliki i miejsca vip'owskie. Przecież to tylko turniej o puchar prezydenta miasta. Nie rywalizacja na śmierć i życie. Więc po każdej akcji, w której banda stanęła na drodze, padły tylko uśmiechy.
Weź dwie pary, a trzecią dostaniesz w gratisie :) |
Po rozgrzewce rozpoczął się mecz. Jeszcze wczoraj przeżywałam brak Nicolasa Uriarte na rozegraniu, ale M. Janusz godnie go zastąpił i nie kuł mnie w oczy brak Argentyńczyka. Mariusz W. występował tylko w pierwszym secie i nie raz został przy ataku zatrzymany blokiem przeciwnika. Przecież nie do takiego Mariusza jesteśmy przyzwyczajeni. No nic... Olsztyn za to oddał parę bezsensownych punktów za dotknięcie siatki, podwójne odbicie czy też piłkę rzuconą.
W każdym razie mecz zakończył się nie po naszej myśli i na tablicy wyników pokazał się wynik 3:2 na korzyść akademików z Olsztyna. Nieraz iskrzyło na linii Hiszpania (Falasca) a Włochy (Gardini). Jak tu nie kochać takich temperamentów. Wszystko oczywiście w granicach koleżeństwa. Na turnieju nie ma niestety video weryfikacji, do czego chyba już każdy kibic siatkówki się przyzwyczaił.
Pod koniec meczu na hali pojawiły się już zespoły z Gdańska i z Radomia, którzy grali następne spotkanie. Niestety druga rywalizacja została opóźniona o 40 min, z powodu tie-breaku przez co musiałyśmy wyjść z hali w trakcie trzecie seta, tak znowu argument: pociąg. Ten mecz też zakończył się nie po naszej myśli, bo Lotos przegrał 3-1.
Jeden plus dzisiejszego dnia, Polska-Słowenia 3-1
Dzień sportowo nie najlepszy.
Organizacja imprezy bez fajerwerków.
Za to jedyny klub kibica jaki pojawił się na hali był z Gdańska i rzucał się w oczy, co bardzo ładnie wyglądało.
Hala też wydaje się przeciętna. Do Ergo Areny nie ma jej co porównywać.
Atmosfera koleżeńska mimo, że jedni muszą przegrać żeby inni mogli wygrać.
I co najważniejsze pierwszy raz MOJA MUSTAFOWSKA koszulka ujrzała hale pełną ludzi.
Jutro serce znów będzie krwawić, bo lotos gra ze Skrą o 3 miejsce, a o zwycięstwo powalczy Olsztyn i Radom.
Szurnięta współlokatorka pozdrawia, hahaa :D Czasem (a nawet bardzo często!) wcześniejsze przyjście na halę się opłaca <3
OdpowiedzUsuń