czwartek, 1 października 2015

Sopockie ptaszory

Piszę tego posta, z totalnym poplątaniem w głowie.
Przez całkowity przypadek dowiedziałam się, że odszedł chłopak, którego fakt faktem nie znałam zbyt dobrze, ale zawsze go podziwiałam. Ja jeszcze wtedy niezależna singielka nie chcąca mieć faceta patrzyłam z zazdrością na jego dziewczynę (a moją koleżankę) jak się dogadują, jak on się o nią troszczy i jakim jest pozytywnym człowiekiem. Spędziliśmy razem cały dzień zbierając pieniądze na WOŚP. Okazało się, że chodzimy razem do szkoły. Mimo że wraz wtedy jeszcze z moją przyjaciółką (teraz już nic nas nie łączy) byłyśmy raczej wycofane w kontaktach międzyludzkich to dogadałyśmy się z nimi od razu i w szkole nie jedną przerwę razem spędziliśmy.


Dzisiaj na fejsie pokazało mi się jego zdjęcie i notka o pogrzebie. Zbita z tropu czytam dalej i okazuje się, że jego siostra rusza niebo i ziemię, żeby go należycie pożegnać. Zabrał swoją dziewczynę na wakacje w góry i już nie wrócił. Wypadek, zdarza się... no jasssssne. Gdy jest to tylko nic nie znacząca wzmianka w telewizji czy radio. Przynajmniej ja puszczam to mimo uszu, nie zwracam na to wielkiej uwagi. Kiedy to dotyczy osoby, którą osobiście znałam i w pewnym stopniu podziwiałam to jest to coś zupełnie innego.


Nie wyobrażam sobie nawet jak mogłabym pojechać z kimś na wakacje, a wrócić sama. Zawsze w domu słyszałam tekst: "Jeśli wychodzicie razem to i wracacie razem". A tu nagle trach i tej drugiej osoby nie ma. Pięć minut temu była obok Ciebie, a teraz nie ma jej i już nigdy nie będzie. CO kieruje tym światem, że odchodzą ludzie, którzy całkowicie na to nie zasłużyli, którzy mieli tyle planów na życie... którzy emanowali optymizmem na prawo i lewo... którzy mieli dla kogo i z kim żyć...


Tyle nieszczęść jest na co dzień, a ruszają nas tylko te, które dotyczą nas samych albo kogoś z naszego otoczenia. Przecież człowiek to człowiek...  Jesteśmy potworni, tak jak i ten świat jest brutalny. No już jest nasza samoobrona, żeby nie doprowadzić do samo destrukcji, z powodu nadmiaru brutalności i tragedii ludzkich.  Na tragiczne odejście ludzi z własnego otoczenia nie można wyrazić zgody. W takiej chwili nie rozumiem jak można się kłócić z drugą osobą i rozstawać się w niezgodzie. Sama to dzisiaj zrobiłam... Potem była chwila oddechu i myśl NIE, KURWA NIE, NIE WYJDĘ POKŁÓCONA. Czemu tak często prowokuję kłótnie? Musze odreagować na bliskich osobach? Chyba niestety tak.


Żegnanie się w kłótni jest błędem. Nie jest to łatwe, ale nigdy nie wiesz kiedy nadarzy się okazja poprawienia tej relacji. Na brutalność losu nie ma akceptacji ale też nie ma możliwości złożenia apelacji. Życie to nie dom aukcyjny, nie ma podbijania cen, ani wydłużania czasu pobytu.
Na piosenkę natknęłam się wczoraj...
Polecam...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz