Nie mam siły, ochoty energii na nic.
Gniotłam to gniotłam aż w końcu się wczoraj wszystko rozlało.
Może na odległość 600 kilometrów trochę się opanuję i ustosunkuję do wszystkiego.
Wczoraj pierwszy raz w życiu każda moja tkanka i komórka mówiła co innego już nie tylko wszystkim znany konflikt serce-mózg ale kompletne zawirowanie całego organizmu.
Poduszka wchłonęła znów odpowiednią ilość, trochę sercu ulżyło, ale dzisiaj znów głowa musi udawać że wszystko jest okej.
Plecak znów nie chce się dopiąć a jeszcze masa rzeczy nie jest wpakowana. STANDARDOWO. Myślami i tak jestem daleko...
Może wrócę, może nie.
Może szczęśliwa, może nie.
Może zadowolona, może nie.
Może z nowymi doświadczeniami, może nie.
Może ze zmarnowanym czasem, może nie.
Ciekawe zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńGdzieś kiedyś przeczytałam, że czasem w ciągu jednego dnia przychodzi tylko jedna dobra minuta .. musisz to wykorzystać!
OdpowiedzUsuńOby w tej podróży zwariowanie organizmu choć trochę się "wyprostowało" :)
Piękne zdjęcia :)