Jak ten czas biegnie.
Wczoraj 19 lipca minęły 33 miesiące...
Zostało mi niewiele ponad miesiąc wakacji. A jeszcze nie zdążyłam się całkowicie zainstalować w domu. Jeszcze pomiędzy moimi szpargałami szumi sopocka bryza...
A zdjęcia w komputerze nadal czekają na moje zainteresowanie nimi i na razie się nie doczekają. Mój piękny prezent urodzinowy obraził się na mnie i pojechał na gwarancję. Póki co moją porządną mychę zamieniłam na chomika mojej mamy, a jak wróci z wyjazdu to znów zostanę bez gryzonia...
Elektronika zawsze robi na złość. Aparat zacina się zawsze kiedy ważny jest czas reakcji fotografa, telefon rozładowuje się kiedy musisz pilnie zadzwonić a komputer odmawia współpracy kiedy potrzebujesz coś na niem zrobić...
Teraz do tej litanii doszedł mój telefon. Leżąc w nocy i się ładując u szczerbił sobie szkło które chroniło jego wyświetlacz.
Co następne? Prostownica zechce być suszarką i zamiast nagrzewać płytki zacznie dmuchac powietrzem i suszyć włosy?
Nie przepadam za ptaszorami, szczególnie po ostatniej przygodzie z panem łabędziem. Jednak mewy są cudowne i bardzo fotogeniczne. A z perspektywy obiektywu 55-300 całkowicie niegroźne.
Tak łatwo jest się przyzwyczaić do drugiej osoby obok, a tak ciężko znów żyć bez niej.
Jak Ci się lodówka zamieni w piekarnik, a czajnik zacznie mrozić wodę, możesz się zacząć niepokoić. A póki co....samo życie :)
OdpowiedzUsuńW majowy weekend byłam w Świnoujściu i miałam podobne polowanie na mewy - to strasznie zabawne ptaki swoją drogą :)
OdpowiedzUsuń