W przypływie spontaniczności kupiłam bilety. Żyje się przecież raz. Jak nie teraz to pewnie nigdy. A na koncercie w klubie nie byłam już wieki. Może nie 100 lat ale na pewno z 3 :-) a trzy lata to jak wieczność. Nie zawiodłam się. Muzyka była przepełniona energia. A tępo słów wydostających się z ust Hansa było nie do nadążenia. W tym zespole wszystko jest na swoim na swoim miejscu. A Robert L. jest taki na jakiego liczyłam. Jego gitara, krzyki, mimika czy gesty.
Wiek fanów był na całym przekroju społeczeństwa. Od dzieci z podstawówki po facetów w wieku moich rodziców. Jednak najwięcej było pięknych i młodych pogujących cały występ. Bez względu na piosenkę, bo "44 dni" to na pewno nie odpowiedni tekst do pogo. Nie krytykuję osób pogujących, bo samej mi się zdarzało. Tylko nie w klubie (zamkniętym pomieszczeniu) przy ludziach dookoła którzy chcieli posłuchać. Pogo na imprezie plenerowej, gdzie nikomu z pozostałych osób nie robi się krzywdy. Nie żyjecie sami na świecie, nie zachowujmy się w wieku 20 lat jak stare mohery, które wsiadają do w połowie pustego tramwaju a i tak wypychają Cię z niego w drzwiach.
Idąc na koncert, na który kupuję bilety nie mam zamiaru walczyć o przetrwanie i o utrzymanie się na nogach, żeby jeden niedorozwój z drugim mnie staranował. Nie jestem już tą samą Darią, która poszła na koncert się dobrze bawić, poszłam z P. dobrze się bawić. Może po prostu po pewnych rzeczy trzeba dorosnąć...
Piękne uczucie wejść do KFC i mieć tak zdarty głos, żeby nie móc powiedzie co się zamawia.
Tęskniłam za takim pokoncertowym stanem. Dźwięk gitary jest cudowny, najcudowniejszy instrument jaki ktoś kiedykolwiek wymyślił.
Udanego weekendu i spełniajcie marzenia. Na prawdę warto.
WIARA, SIŁA MĘSTWO
to nasze ZWYCIĘSTWO!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz