wtorek, 21 lutego 2017

Warszawska przygoda

Co robią dwie studentki podczas sesji? Szukają wycieczek, by uciec choć na jeden dzień od Gdańska i uczelnianej rzeczywistości.
No to pojechały do Warszawy pod pretekstem meczu Lotosu Trefla Gdańska - Onico Azs Politechnika Warszawska. Co z tego, że do stolicy z Trójmiasta jedzie się minimum 3h. Każda wycieczka jest dobra.


Musiałyśmy wstać o nieludzkiej godzinie, ale czym jest pobudka o 4:30 w porównaniu z wyjazdem na mecz siatkówki do innego miasta, w którym w życiu byłam tylko raz.
U mnie chyba nauka do jakichkolwiek egzaminów i kolokwiów musi się kończyć pomysłem na jakiś wyjazd.  Można by przecież cały dzień przeleżeć na łóżko przeglądając youtube. Zapewne byłoby łatwiej niż tłuc się pociągami po nocy i szwendać o mostach Warszawy...
Najlepszy mój  pomysł z możliwych: zacząć zwiedzanie od zaopatrzenia się w analogową mapkę z punktu informacji turystycznej. Tym więcej możliwości odnalezienia konkretnego miejsca tym większa szansa, że studentka Geodezji i Kartografii trafi na miejsce w dość krótkim czasie.


"Chwała Saperom"
Jak już srebrna błyskawica dowiozła nas do cela i nawet wysiadłyśmy na dobrej, z której potem wydostałyśmy się tunelem na powierzchnie to był pierwszy sukces tego dnia. Musiałyśmy sprawdzić czy wszystko stoi na swoim miejscu. Na pierwszy ogień poszła palma ze skrzyżowania alei Jerozolimskich. Potwierdzam: nadal tam stoi i chyba na razie się nigdzie nie wybiera. Tak samo jak i stadion narodowy. Stopiony w szarych chmurach (a może przybył tu krakowski smo(g)k) stoi nadal u brzegu Wisły. Niestety co do pomnika syrenki nie mam tej pewności, bo nie zdołałyśmy do niej dotrzeć. Po półgodzinnej wojnie z mostem poniatowskim niestety się poddałyśmy. Nie miałyśmy szans w starciu z takim potworem. :)


Próbowałyśmy nie raz nie dwa i nie zwyciężyłyśmy z planem urbanizacji Warszawy. 
Za to bez problemu dotarłyśmy do naszego punktu docelowego - Torwar. Pierwsze spojrzenie na hale z zewnątrz, byłam zawiedziona. Nie byłam świadoma tego jaką mamy na co dzień cudowną halę na granicy Gdańska i Sopotu. Nasza Ergo Arena jest reprezentacyjna i majestatyczna. Jako że byłyśmy już na ulicy Łazienkowskiej to potwierdzam, że dnia 19 lutego bieżącego roku stadion Legii nadal stał na miejscu a wokół niego rozchodził się wiosenny zapach świeżo skoszonej trawy. I pożałowałam że nigdy nie byłam na meczu piłki nożnej. Tak po prostu z czystej ciekawości. Zobaczyć jak to wszystko funkcjonuje i jak odczuwa się emocje na trybunach podczas meczu, gdzie nie odliczasz do trzech. Najtańszy bilet ulgowy na cenniku znalazłam za 35zł. Trochę sporo jak dla blondyneczki, która chciałaby pójść tam tylko z własnej ciekawości. 



Jednak ochota na mecz piłkarski przeszła mi z momentem wyjścia z Torwaru. Kiedy zobaczyłam tysiące podpitych legionistów przed meczem z Ruchem Chorzów. Nie nie nie. To nie moje klimaty. Kiedy jest czas na piwo to piję, ale kiedy jest mecz to zajmuję się meczem i wszystkie moje receptory skupione są na meczu a nie na wprowadzaniu procentów do własnego organizmu. Jak ktoś chce mi odczarować piłkę nożną to może spróbować. Chętnie dam jeszcze jedną szanse kibicom piłkarskim. Stanowczo jednak zostanę przy siatkówce i naszej polskiej PlusLidze.

Bieganie bo Warszawskich ulicach i brak rękawiczek doprowadził mnie do stanu, w którym zamiast kawy zamówiłam gorącą herbatę. ZAPAMIĘTAĆ: jak wybierasz się na całodzienną wycieczkę zabierz ze sobą rękawiczki nawet jak wydaje Ci się że jest już ciepło. 

W Warszawie wiewiórki wyszły już polować na orzeszki :)
Czyżby to już Wiosna
 Znalazłyśmy Torwar jeszcze 4 godziny przed meczem. Poszłyśmy do Łazienek Królewskich. Podreptałam tam tylko i wyłącznie z jednego powodu, żeby zobaczyć pana Fryderyka. I szok był ogromny tak jak sam pan Fryderyk z Wierzbą. Oczywiście pochmurny dzień w Lutym nie jest odpowiednim czasem na zwiedzanie parków i podziwiania piękna przyrody. Na parkowych alejkach zalegała jeszcze gruba śnieżno-wodna masa, która nie wzbudzała we mnie poczucia bezpieczeństwa. 





Wszystko musi wyglądać o niebo lepiej w barwach wiosny, albo chociaż w słońcu. Bo na moje dwie wizyty w stolicy 2/2 było pochmurnie. Może kiedyś na prawdę można spotkać tam słońce... PO małych poszukiwaniach znalazłyśmy też Pałac na Wodzie i Amfiteatr. Niestety biegające pawie były dla mnie taką atrakcją, że na uwiecznienie na zdjęciu pałacu nie znalazłam czasu. Niestety PIW-PAW (bez piw) był wyłączony i nie pokazał swojego wachlarza... Dla kogoś z tak małą główką trzeba okazać wyrozumiałość. Przecież to nie jego wina... Na profilu facebook'owym ukazał się wpis, że dla pierwszych 300 osób przybyłych na hale będzie czekał plakat z tego meczu. Gdy wybiła godzina "0" tzn. 13:30 zebrałyśmy się, by po raz drugi dotrzeć na Torwar. Z małymi problemami dotarłyśmy. Musiałam przeczytać wszystkie plakaty na ambasadach a potem jeszcze znalazłam siedzibę radiowej Trójki z wielką kaczuszką w ogródku. 



Wreszcie przyszedł czas na mecz. Torwar od środka wygląda dużo bardziej efektownie. A co najważniejsze dobrze oznakowany, jeśli bez problemu znalazłam odpowiedni sektor i moje miejsce. Z różowymi krzesełkami tez ktoś wykazał się kreatywności i nieznajomością budowy ludzkich ciał. Przepraszam bardzo Panią siedzącą przede mną ale niestety musiałam o czasu do czasu przełożyć lewą nogę na prawą i na odwrót. To są te chwile kiedy zazdroszczę dziewczyną mającym metr sześćdziesiąt. 



Bycie kibicem w innej hali niż Ergo Arena, było cudownym uczuciem. Niby drużyna ta sama, ale Lotos Trefl Gdańsk wyglądał zupełnie inaczej. Ostatnio całkowicie minęło uczucie "wow" na ich widok. Kiedy zmienia się otoczenie to zmieniają się też moje emocje. Może dlatego że hala jest inaczej zbudowana i nie można podejść do samego boiska. Zawodnicy na płycie zdają się tacy nieosiągalni co czyni ich takimi wyjątkowymi. Sama ceremonia rozpoczęcia meczu była niecodzienna. Zgasły światła i każdy z zawodników wybiegał z tunelu po usłyszeniu swojego nazwiska. 



Czyżby Warszawa chciała, żebym z meczu wróciła szczęśliwa? 
Pierwszy set grany na przewagi skończył się na korzyść Gdańszczan 27:25.
Drugi set Warszawa rozpoczęła prowadząc 7:2, żeby finalnie przegrać również i drugiego seta 23:25.
Trzeci set z dedykacją dla mnie, żeby spotkanie potrwało dłużej Lotos Trefl oddał gospodarzom 21:25.
Czwarty set okazał się już tym ostatnim setem. Na którego zakończenie statuetkę dostał nasz kapitan.
Lepszego wyniku nie mogłam sobie wymarzyć. Rywalizacja może nie była na najwyższym poziomie, chociaż sufit został trafiony nie raz. :)




Kolejny mecz na który zabrałam tylko ze sobą obiektyw kitowy, bo nie chciałam targać większego. Potem z reguł tego bardzo żałuję. Z tego wyjazdu mam zdjęcia jedynie do momentu wyjścia z hali po meczu. Chyba wtedy dopadło mnie już takie zmęczenie, że nie miałam nawet ochoty robić zdjęć. Zauważyłam jak często używam snapchata. Tylko wtedy wszystkie zrobione zdjęcia wylatują z mojego telefonu do znajomych i nie mam ich kopii. Przepadły na dobre. 




To była super wycieczka. Z dniem 19 lutego skończył się mój kryzys siatkówkowy. Dwa ostatnie mecze na których byłam napełnił mnie znów pragnieniem siatkówki. A od wtorku już wracam na w-f mam nadzieję, że nic się nie zmieni w tej kwestii... Każde wyjście z domu to jakaś przygoda. Dla mnie to było nowe doświadczenie. Wyjazd był męczący, bo bez względu na to czy jadę autem, polskim busem, czy pkp to jest mi jednakowo niewygodnie i najchętniej bym sobie odcięła nogi gdzieś na wysokości kolan na czas transportu. Nie mam pojęcia jak podróżują siatkarze... Może po przyjeździe na hale sztab szkoleniowy składa wszystkich zawodników niczym szafki z Ikei. 



Tak nas żegnała Warszawa po intensywnym dniu. Pałac w tęczowych barwach był piękny.

1 komentarz:

  1. Fajnie, że wyjazd się udał! Kiedyś też byłam fanką siatkówki, sama nawet przez jakiś czas trenowałam.
    Ostatnio też byłam w Warszawie, to piekne miasto :)

    OdpowiedzUsuń