niedziela, 10 listopada 2013

rush - wyścig





Wróciłam do domu po małym maratonie z P. po mieście. Bite 9 godzin chodziłam z nim, gadałam, śmiałam, przepychałam itp. Bardzo miły dzień, tylko czuję jakby zaraz nogi miałyby mi odlecieć. A żarówka nad moją głową nadal się przepada i już 4 wieczór z rzędu mruga :)





Najważniejszym punktem dnia było kino. Tak dawno nie byłam w prawdziwym kinie na filmie. A tym bardziej cieszę się, gdyż jest to film który chcę obejrzeć od dłuższego czasu i na prawdę się na niego nakręciłam.

Po filmie mam mieszane odczucia. Podobał mi się bardzo, P. również. Historia iście filmowa. Może jakbym nie znała jej wcześniej to byłabym jeszcze bardziej wciągnięta w akcję. Chętnie obejrzę go jeszcze raz, a nie tylko raz. Jest to chyba najlepsza aprobata dla niego.
Jedno co mi się nie podobało to postać J.Hunt. Odebrałam go jako złą postać. Odniosłam wrażenie że film go krytykuje i neguje. Zważając że jest to film biograficzny, a osoba nie żyję to czuję się trochę zmieszana tym faktem. Może nie nazbyt, ale jednak film przyznaje życiową racje Niki'emu. Nie chcę oceniać ich jako osób.


Motyw śmierci tak często pokazywany w filmie. I ciągłe powtarzanie Niki'ego, że uznaje zagrożenie tylko w 20% i ani procenta więcej. Wyścigi 40 lat temu mają się ni jak do tych obecnych. Wtedy był to wyścig, chociaż jestem bardzo krytycznie nastawiona do całkowitego braku bezpieczeństwa. W dzisiejszej F1 nie ma miejsca na nic. Rozumiem że bezpieczeństwo przede wszystkim, ale jednak to sa ludzie a nie tylko roboty do zdobywania kasy dla swoich teamów. Każdy odejście od reguły np. kręcenie boczków bolidem przed kibicami, czy branie flagi do bolidu to już przewinienie i kara pieniężna. Nie wiem dokąd to zmierza, ale mnie to coraz bardziej odpycha.


Film polecam z całego serca. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz