środa, 29 lipca 2015

wtorek wolny od pracy

A my nadal we Władysławowie, trafiły nam się dwa dni wolne w poniedziałek i wtorek. Poniedziałek minął nam stanowczo za szybko, ale wieczorne piwo na pustej plaży, z muzyką z głośników i z lampionami odlatującymi gdzieś w oddali był bardzo miły. A mój P. nawet poprosił mnie do tańca, na środku ulicy... :)


 Za to na wtorek padł pomysł: robimy gorille, znaczy się grilla. Tak dawno nie robiłam grilla, od czasu kiedy nie jeździmy już na wakacje do babci na wieś. Mieszczuch ze mnie i o grillu przed domem na co dzień mogę tylko pomarzyć. Grill też był wyjątkowy bo trochę deszczowy z burzą w tle. Ale upiekliśmy, zjedliśmy i dobrze się bawiliśmy.



Ale od początku, rano wybraliśmy się zrobić zakupy na gorille no i uzupełnić lodówkę. Oczywiście do Biedronki. :) Jako że pojechaliśmy autkiem to stwierdziłam że szybko załatwimy sprawę i nikonka zabierać się nie opłaca... Tssssssaaa


Po zakupach poszliśmy poszukać plaży, bo przecież nieopodal biedronki jest morze. Zamiast morza znaleźliśmy elektrociepłownie :) ale za to wylądowaliśmy w porcie we Władysławowie, pośród najróżniejszych łódek, statków kutrów itp :) dla mnie wszystko co pływa i nie mnie skrzeli to statek :)


A na wieczór już spacer na główna miejską plaże i przejście aleja gwiazd. To się nazywa wyczucie, gdy dochodziliśmy już do naszej kwatery zaczęło padać, a chwile później zrobiła się potężna ulewa.


Dzisiejsza dawka zdjęć jest jakości mojego telefonu. Nie zawsze chce mi się ciągnąć ze sobą Nikonka. Z reguły nie biorę go wtedy kiedy by mi się przydał. Bywa... Dzisiejszy post jest tak trochę na szybko, bo zaraz znowu lecimy do pracy.


No to łapka i papa
Do następnego wpisu.

czwartek, 23 lipca 2015

wypad do Rozewia

 Dzień wolny od pracy. Nic tak nie poprawia humoru jak wolne w grafiku. Dzisiejszą wycieczkę zaplanowałam już jakiś czas temu, bo szwędanie bez celu po Władysławowie już nie sprawia mi tyle radości jak na początku. Pogoda już iście plażowa nie jest.




Rano obudził nas dźwięk deszczu uderzającego o parapet. Wstając wiedzieliśmy, że nie był to delikatny letni deszczyk a ogromna ulewa. Na nasze szczęście minęła bezpowrotnie i po dwóch godzinach po deszczu już nie było śladu, a nasze plany znów zaczęły być realne.


Wymyśliłam sobie wycieczkę rowerową do Rozewia, niby to tylko 9 kilometrów w jedną stronę, ale wiatr nie pomagał... A ludzie spacerują sobie po ścieżce rowerowej jak gdyby byli na wakacjach :P spacerując ścieżką rowerową stwarzają zagrożenie dla siebie i dla rowerzystów. A gdy zwraca się im uwagę, to tylko rzucają się z pyskiem, że oni mają prawo tak iść. Jeden jedyny facet przeprosił i od razu zszedł na chodnik i było to obcokrajowiec mający żonę/dziewczynę polkę.


Nogi bolą mnie nie miłosiernie, ale to pozytywne zmęczenie. Bardzo lubię poznawać nowe miejsca. Latarnia z Rozewia każdego wieczoru pokazuje swoje światło widoczne z plaży z Władysławowa.


niedziela, 19 lipca 2015

Kolejny wakacyjny wpis po dłuższej nieobecności

No i kolejny wpis.
Nie miałam ostatnio zbyt wiele czasu. Teraz też znalazłam tylko chwilkę na napisanie. Zdążyłam wypić kawę, która została mi zaserwowana do łóżka przez mojego P. Nic tak nie poprawia humoru od rana. Uwielbiam kofeinę tzn. kawę w każdym w wydaniu, a ta podana z rana do łóżka jest bezkonkurencyjna.


Miałam napisać coś więcej. Wypłata przyszła i to taka na jaką liczyłam więc mogę napiać gdzie pracuję. Tylko proszę bez śmiechów chichów, bo przynajmniej nie zapierniczam 7 dni w tygodniu po 12 godzin jak inni sezonowi pracownicy na stoiskach. A więc pracuję w głównej biedronce we Władysławowie. Mam własne biedronkowskie ciuszki :) nawet zdarzyło mi się już przez ten miesiąc siedzieć parenaście/paredziesiąt razy na kasie i żadnego manka :) A to moim zdaniem powód do chwalenia się :) No i przeżyłam prasce na nocki 5 razy pod rząd. I wcale nie było tak źle jak myślałam że będzie. Klienci są mili, nawet wtedy kiedy w kolejce do kasy muszą stać ponad godzinę (tak, taki tutaj jest ruch).



Nie wyobrażacie sobie jak ten sklep wygląda po takim szturmie klientów. Ludzie zachowują się jak zwierzęta. To jest nie do opisanie jak można wszystko porozrzucać, porozwalać i poprzenosić: tacki, kubeczki grillowe w zamrażalkach, owoce na półce z alkoholem itp.



Rzadko piszę, bo rzadko mam czas. Wczoraj miałam niby dzień wolny, ale jeśli pracę kończy się o 7 a do 14 się śpi, to z wolnego dnia robi się wolny pół dzień. Ale za to wieczorem wyszliśmy na spacer i piwo. Wieczorny spacer nad morzem...  Chyba jedyne miasteczko w którym byłam i było tak bujne życie nocne do Rimini. Jedyna różnica do pogoda. Bo wczoraj byłam w skórzanej kurtce i bluzie pod spodem :) Taki iście wakacyjny strój, gdzie w Rimini całą noc chodzi się w krótkich spodenkach i bluzkach na ramiączkach. A wieczorny chłodek daje orzeźwienie po upalnym dniu. Uwielbiam Włochy, chyba ta platoniczna miłość nigdy się nie wypali i zawsze wszystkie miejsca będą porównywać do Słonecznej Italii.



Nic tak nie poprawia humoru po przegranym meczu Polaków z Francuzami jak spotkanie chłopaka z skrowej koszulce z 13 na plecach. Nie wiem jak to działa ale jakoś tak raxniej na sercu sie robi jak spotyka się kogoś kto kibicuje tej samej drużynie. Bo przecież "kibice skry poznają się wszędzie" szczególnie Ci zabranzoletkowani. Siatkówkowe szaleństwo opanowało Polskę.


Kontaktu z ludźmi nie brakuje mi na pewno. A może to chęć poznania bliżej drugiej osoby... Po raz kolejny zaczęłam się bawić w wysyłanie listów i pocztówek. Ze względów ekonomicznych tylko z ludźmi z polski. Ale jakby ktoś był chętny to zapraszam do korespondencji... Miło by było gdyby znalazł się z ktoś z komunikatywną znajomością niemieckiego. Bardzo chciałabym przypomnieć sobie ten język. Nowa znajomość, poćwiczenie języka, a i znaczek nie najdroższy.


środa, 8 lipca 2015

gdy stracisz to docenisz

Na zegarku laptopa prawie 21 godzina, okienko w kalendarzu ustawione na wtorek 7 lipca 2015 roku. Posta wstawiam dopiero gdy przegotuję do niego zdjęcia. Ale dzisiaj mam potrzebę napisania. Chce mi się spać, ale nie aż do tego stopnia, żeby położyć się i zasnąć. Wczoraj gdy zasnęłam przy jakimś nudnym  filmiku na youtube, którym molestował mnie P. obudziłam się dopiero o 5:20 kiedy to zadzwonił budzik uświadamiając mi że nadal jestem w ciuchach z wczorajszego dnia. To była już oznaka przemęczenia.


Na co dzień staram się nosisz zawsze na sobie 4 bransoletki: jedną niezdejmowalną czarno-żółtą z muliny i trzy silikonowe z Lotosu Trefla Gdańsk, Skry Bełchatów i z Gianta. W pracy, w pewnym momencie zorientowałam się, ze ich nie mam. A byłam przekonana że jeszcze rano były na moim nadgarstku, bo zwróciła uwagę na opaskę faceta z fc barcelony i dziewczyny z arki gdynii. Zwracam uwagę na takie pierdoły. Popytałam chyba wszystkich pracowników czy przypadkiem nikt ich nie widział, bo musiały mi chyba spaść kiedy zdejmowałam rękawiczki. Bez efektu... Musiałam się z tym pogodzić mimo, że do każdej z nich mam wielki sentyment. 
Giant-to prezent od P.
Skra-to skra, nic dodać nic ująć
Lotos-to była ogromna niespodzianka bo kupił mi ją P. kiedy zabrał mnie do Ergo na mecz Skra-Lotos w lutym tego roku. Sam nosi taką samą...
Kiedy przyjechaliśmy na kwaterę i definitywnie okazało się, że nie leżą na biurku dotarło do mnie, że straciłam je na zawsze, a tu nagle P. mówi żebym zamknęła oczy i wyciągnęła rękę. Okazało się, że je znalazł. Że ktoś uczciwy znalazł je i położył na półce w sklepie. Mimo że nie były zbyt dobrze widoczne, szczęście chciało że znalazł je i mi oddał. Tak wiele radości mi to sprawiło, tak bardzo go wyściskałam i wycałowałam. 


A po 9 godzinach pracy, pora na obiad z potem... siatkówka plażowa na wejściu numer 3 :) Jedno z moich ulubionych miejsc nad morzem. Od roku nie grałam w plażówkę, siatkówkę jak zwał tak zwał. Moja mikaska przez rok leżała na fotelu i się kurzyłą. Po raz kolejny przyświeciło nam szczęście i przypałętało się dwóch kolesi,. Była to zwykła odbijanka a nie mecz, ale stanowczo na nasza korzyść. Może to jeszcze nie to samo co mecze w Starych Jabłonkach, ale fajnie jest pobiegać za piłką po piasku. Moim łydkom, nogą wyjdzie to tylko na dobre. Dawno nogi tak bardzo mnie nie bolały jak dzisiaj. 


Jest jeszcze jedna sprawa która chodzi mi po głowie. Kolega, a właściwie były  współlokator przez kilka dni, uciekł... Zabrał pieniądze z miejsca pracy i uciekł, zabrał, ukradł jak kto woli. Nie potrafiłabym tak zabrać pieniędzy. Wiem, że z kasą z zasady jest zawsze źle, ale jednak jakieś zasady są, zważając żę ta kwota to było trochę ponad miesięczna pensja. Co ludźmi kieruje? Kradzieże produktów ze sklepów, okradanie ludzi na ulicy... Nie rób drugiemu co tobie nie miłe. Wydaje mi się to podstawową zasadą. Jesteśmy na siebie skazani. My ludzie żyjący w społeczeństwie. Od tego się nie ucieknie. Czy ktoś chce żyć z własnej woli w świecie gdzie człowiek człowiekowi wilkiem a zombi zombi zombi? Z zasady m,am zaufanie do ludzi. Różnie na tym wychodzę, ale nie uważam ze ktoś z zasady jest zły. Nie jestem w stanie tego zaakceptować... Żadnej kradzieży nie jestem w stanie zaakceptować, ale kiedy jest to osoba z którą się rozmawiało, spędzało czas...


Dzisiaj ludzie też zszokowali mnie jeszcze raz. Były sobie cztery osoba młoda ale już dorosła córka, matka kobieta dojrzała trochę podstarzała, ojciec na wózku i jakiś chłopak nie wiem brak, narzeczony to nie istotne. Córka robiła zakupy z tym ojcem na wózku, matka chodziła swoimi ścieżkami spotkali się przy kasie. Córka wyprowadziła ojca z kolejki i "zaparkowała" go tuż za kasą. I zapytała się go "tato czy tak może być?" zgodził się. Gdy przychodzi czas płacenia i pakowania zakupów, a trochę ich było. Facet chce wstać z tego wózka i im pomóc. Na to matka krzyczy na niego z tekstem: "Siadaj na ten wózek i tak już jesteś wystarczającym dla nas ciężarem!". Zmroziło mnie, że żona może tak powiedzieć swojemu mężowi. Autentycznie miałam ciarki. Jak można drugiej osobie, z która się przeżyło nie jedno powiedzieć coś takiego przy tylu osobach... 


Czy na prawdę za dużo komedii romantycznych się naoglądałam? Czy na prawdę mam tak niepoprawne spojrzenie na świat? Czy wymagam za dużo? 

niedziela, 5 lipca 2015

Słońce, upał, lato, wakacje i już spalone ramiona

Muszę się pochwalić. Przeżyłam moje dwie pierwsze nocki w pracy. Ja osoba musząca spać te 8 godzin dziennie od 23 do 7 :) Wcale nie było tak źle, a czas zleciał mi bardzo szybko. Dzisiaj też mieliśmy iść na 21 do pracy, ale zadzwonił telefon (Dawno żaden telefon nie sprawił mi tyle radości) z informacją, że jednak zmiana grafiku i zamiast dzisiaj na nockę idziemy jutro rano :)
No to zapowiada się upojny wieczór nad morzem z moim Ukochanym i z Leszkiem :)


Rano (po 13) kiedy to wstaliśmy padło pytanie: Co to robimy przed pracą? Jako że nie mieliśmy z kim iść nad morze, bo wszyscy albo wyjechali albo po prostu pracowali. Postanowiliśmy pojechać rowerami i popstrykać zdjęcia surferom :)  Tyle jeździmy tymi rowerami, że wrócę z takimi łydkami jakbym co najmniej Giro d'Italia przejechała :)


Sama nigdy nie miałam jakieś ogromnej ochoty spróbować. Sporty wodne są nie dla mnie. Ale popatrzeć i popodziwiać zawsze można. Podziwiam ludzi szarpiących sie z tym żaglem, schylającym się po niego i podnoszenie go.



Do nas do pracy z powodu braku osób chętnych do pracy przyjechali Ukraińcy. Brakuje osób do pracy...Wiadomo nie jest to praca za bóg wie jakie pieniądze, ale chyba jednak mieć jakąkolwiek prace, niż żadną.



I na koniec zdjęcie szalejących na skuterach wodnych :)




piątek, 3 lipca 2015

prosto ze słonecznej krainy

Wczoraj byłam w domu, całe 24 godziny :) Odwiedziłam mojego Kica, mojego małego słodkiego grubaska.
Ledwo co zdążyłam wpaść do domu, zdrzemnąć się i już musiałam wracać, takie życie na walizkach. ale pełne przygód, może z brakiem własnego miejsca i paroma niedogodnościami. ale albo niedogodności i przygody albo babciny bujany fotel i telewizor.
Wczoraj po powrocie do Władysławowa obraliśmy kierunek plaża. Pierwszy raz od 2 tygodni zdarzyło mi się leżeć na plaży w stroju kąpielowym i wygrzewać się jak stary kocur :) i już zaczerwienić sobie plecy. Uroki bycia białasem :)


wieczorna inauguracja wakacji: grill. Jeszcze tylko densparty i wakacje będzie można uznać za odhaczone :)
Dopiero początek. Jestem w dość dobrym humorze, w końcu świecie słońce i można zacząć paradować w krótkich spodenkach :)


We Władysławowie otwarto kino letnie. Jako dwójka dużych dzieci wybraliśmy się wczoraj na MINIONKI. Film jest głupi, po prostu głupi, ale śmiechu daje co nie miara.  Żółte stworzonka są urocze a ich niezdarność dodaje im uroku. Film nic nie wnosi, ale nie zawsze trzeba być poważnym i rozsądnym.


Wstaje rano patrze w lustro niewyspana twarz, ale słońce zza okna woła mnie, chodź chodź na spacer. Weź Nikonka i chodź się przejść. No to poszłam. Poranny spacer brzegiem morza, kiedy skwar jeszcze tak bardzo nie dokucza, a ludzi na plaży jeszcze niewielu. Moim zdaniem właśnie o porannej porze ma najwięcej uroku. 
Idąc brzegiem, brodząc po kostki w wodzie przypomniało mi się jak dobre ponad 10 lat temu podczas rodzinnych wakacji we Włoszech wstawałam rano, żeby wraz z ojcem przejść się nad morze. Jeszcze zaspane Rimini było takie inne od tego zatłoczonego za dnia. A plaża powiększała się parokrotnie z powodu odpływy i radość moja była ogromna że mogę się przejść tak daleko w głąb morza.