A kiedy już nie ma ratunku?
Kiedy nastał już koniec?
Kiedy już nic życie nie przyniesie?
Co wtedy?
Kiedy stoję na krawędzi, nastaje jeden mały podmuch i spadam.
Lecę w dół i w dół.
Dno przybliża się coraz bardziej.
Robi się coraz ciemniej.
A z każdą chwilą o pomoc trudniej.
Kiedy dobiję już dna, to będzie ostateczny koniec.
Nie ma możliwości choćby na moment się zatrzymać.
Poszłam na spacer, tylko po to żeby nie siedzieć w domu.
Może się dotlenie to nie będę miała problemów ze snem, Bzdura.
Dzisiaj zapowiada się kolejna bezsenna noc.
Zasypiam przed 24, budzę się o 2 i to już koniec snu.
Internetu nie ma, w telewizji nic nie ma. Przewracam się z boku na bok, oglądając programy ezoteryczne, potem nastaje wschód słońca,
I przypomina mi się nocka we Władysławowie. Przychodzę do pracy jest jasno. Gdy siadam na kasę przez drzwi wejściowe wpada mrok. Z czasem zaczyna rozjaśniać się niebo, pojawiają się stróżki światła, aż wyłania się jasność dnia. To znak, że pojawia się nowy dzień, nowa nadzieja, że do 6 (końca zmiany) coraz bliżej. Aż w końcu nadchodzi koniec, wychodzę zmęczona ale zadowolona, że idę się wyspać w moim łóżeczku, a on będzie obok.
Było cudownie, ale się skończyło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz