A kiedy już nie ma ratunku?
Kiedy nastał już koniec?
Kiedy już nic życie nie przyniesie?
Co wtedy?
Kiedy stoję na krawędzi, nastaje jeden mały podmuch i spadam.
Lecę w dół i w dół.
Dno przybliża się coraz bardziej.
Robi się coraz ciemniej.
A z każdą chwilą o pomoc trudniej.
Kiedy dobiję już dna, to będzie ostateczny koniec.
Nie ma możliwości choćby na moment się zatrzymać.
Poszłam na spacer, tylko po to żeby nie siedzieć w domu.
Może się dotlenie to nie będę miała problemów ze snem, Bzdura.
Dzisiaj zapowiada się kolejna bezsenna noc.
Zasypiam przed 24, budzę się o 2 i to już koniec snu.
Internetu nie ma, w telewizji nic nie ma. Przewracam się z boku na bok, oglądając programy ezoteryczne, potem nastaje wschód słońca,
I przypomina mi się nocka we Władysławowie. Przychodzę do pracy jest jasno. Gdy siadam na kasę przez drzwi wejściowe wpada mrok. Z czasem zaczyna rozjaśniać się niebo, pojawiają się stróżki światła, aż wyłania się jasność dnia. To znak, że pojawia się nowy dzień, nowa nadzieja, że do 6 (końca zmiany) coraz bliżej. Aż w końcu nadchodzi koniec, wychodzę zmęczona ale zadowolona, że idę się wyspać w moim łóżeczku, a on będzie obok.
Było cudownie, ale się skończyło...
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
środa, 19 sierpnia 2015
No i minęło 669 dni
669 dni = 16056 godzin = 963360 minut = 57801600 sekund
Od tego czasu jesteśmy MY
Ja niepozorna blondynka utrzymująca dystans w kontaktach międzyludzkich, introwertyczka w 100%, nie mająca nigdy tysiąca przyjaciół wokół siebie, posiadające skłonności do marudzenia i pesymistka przejmująca się wszystkim.
I On (teraz już MÓJ Przemek) przystojny brunet o brązowych oczach, mający bzika na punkcie technologii, komputerów, telefonów i ogólnie pojętej elektroniki, której ja nigdy nie lubiłam. Nie bojący się ludzi, otwarty na nowe doświadczenia i adrenalinę, potrafiący zagadać do każdego i do bez względu czy po polsku czy po angielsku.
Jak to powiedziała jedna z kierowniczek w naszej wakacyjnej pracy: jesteśmy tak różni i że aż dziwne że jesteśmy razem. Śmiała się, że jesteśmy jak ogień i woda, całkowitymi przeciwnościami. Miała rację. Nasza znajomość zaczęła się właśnie od sprzeczek na facebook'u bo mieliśmy tak odmienne spojrzenia na świat. Dalej to już nie wiem jak to wszystko się potoczyło. Jedynym wytłumaczeniem jestprzeznaczenie. Tyle było przeciwności...
Miłość jest uczuciem nie do opisania.
Życzę każdemu, żeby spotkał na swojej drodze swoją drugą połówkę.
Bo te 669 dni wiele zmieniło w moim życiu i we mnie.
Od tego czasu jesteśmy MY
Ja niepozorna blondynka utrzymująca dystans w kontaktach międzyludzkich, introwertyczka w 100%, nie mająca nigdy tysiąca przyjaciół wokół siebie, posiadające skłonności do marudzenia i pesymistka przejmująca się wszystkim.
I On (teraz już MÓJ Przemek) przystojny brunet o brązowych oczach, mający bzika na punkcie technologii, komputerów, telefonów i ogólnie pojętej elektroniki, której ja nigdy nie lubiłam. Nie bojący się ludzi, otwarty na nowe doświadczenia i adrenalinę, potrafiący zagadać do każdego i do bez względu czy po polsku czy po angielsku.
Jak to powiedziała jedna z kierowniczek w naszej wakacyjnej pracy: jesteśmy tak różni i że aż dziwne że jesteśmy razem. Śmiała się, że jesteśmy jak ogień i woda, całkowitymi przeciwnościami. Miała rację. Nasza znajomość zaczęła się właśnie od sprzeczek na facebook'u bo mieliśmy tak odmienne spojrzenia na świat. Dalej to już nie wiem jak to wszystko się potoczyło. Jedynym wytłumaczeniem jest
Miłość jest uczuciem nie do opisania.
Życzę każdemu, żeby spotkał na swojej drodze swoją drugą połówkę.
Bo te 669 dni wiele zmieniło w moim życiu i we mnie.
wtorek, 18 sierpnia 2015
Co przyszłość przyniesie...
"Wybacz każdy zmarnowany dzień
wybacz każdy niespełniony sen
wybacz myśli jak szalone co nie dały żyć
tłumaczenie ze to nic
wybacz słowa jak piekące łzy
dłonie gdy wypada wszystko z nich..."
(IRA-"Wybacz")
Przez dwa miesiące byłam odseparowana od świata, był Przemek, było morze, było Władysławowo, były wakacje i była praca. Telewizje oglądałam może 2 razy i zawsze był to polsat sport news. Gazeta nie czytałam, portali informacyjnych nie odpalam i radia nie słuchałam. Wakacje całą parą. Dzisiaj pierwszy raz obejrzałam "Wiadomości" i to tylko w połowie. Oczywiście było o rosyjsko-ukraińskiej wojnie, o wojnach domowych w państwach arabskich. Niby daleko, ale coraz więcej tych konfliktów zbrojnych z każdej strony. Dużo spokojniej żyło się nie wiedząc co się dzieje w świecie. Nie chce krakać, ale coś wisi w powietrzu nad światem. A wojna to najgorsze co może spaść na człowieka.
A ja dopiero co się zakochałam. Dopiero co zaczynam poznawać siebie i kombinować plan na moje życie. A ja jestem mistrzem w marnowaniu chwil, które mogły być piękne, a w rzeczywistości powodują łzy. Nad cieszeniem z każdej chwili muszę jeszcze popracować. Zaliczyłam dość bolesne nauczki i chyba wyciągnęłam wnioski. Przynajmniej mam nadzieje.
Na początku umieściłam cytat z piosenki, którą usłyszałam dziś w radio i zapadła mi w pamięć. IRA to stanowczo moja muzyczna bajka, a ta piosenka jest wyjątkowa. Jak już pisałam, miałam dwumiesięczny (trochę wymuszony) odpoczynek od radio, które gra w moim pokoju non stop. A to pociągnęło za sobą, że nie znam żadnych hitów tego lata, no może po za "kamień z napisem LOVE" ale to znałam już wcześniej.
Jest strachliwy tchórz, boję się wszystkiego i martwię się o wszystkich. Już nie wspominam o moich napadowych złych przeczuciach, które spadają na mnie raz na jakiś czas. Wtedy to już całkowicie proszę wszystkich z mojego otoczenia, żeby na siebie uważali. Panikara ze mnie, ale przynajmniej przesądna raczej nie jestem. Jak już miałabym mieć kota to na pewno czarnego, trzynastkę zawsze lubiłam, zbicia lustra też się nie boję. Może jeśli chodzi o amulety od kogoś bliskiego, bo bransoletka od Ukochanego to chyba jest coś w rodzaju amuletu, a nie tylko sentymentalna pamiątka. W każdym razie strata takiej rzeczy boli potwornie, a odzyskanie cieszy ogromnie.
Piosenkę polecam:
wybacz każdy niespełniony sen
wybacz myśli jak szalone co nie dały żyć
tłumaczenie ze to nic
wybacz słowa jak piekące łzy
dłonie gdy wypada wszystko z nich..."
(IRA-"Wybacz")
Przez dwa miesiące byłam odseparowana od świata, był Przemek, było morze, było Władysławowo, były wakacje i była praca. Telewizje oglądałam może 2 razy i zawsze był to polsat sport news. Gazeta nie czytałam, portali informacyjnych nie odpalam i radia nie słuchałam. Wakacje całą parą. Dzisiaj pierwszy raz obejrzałam "Wiadomości" i to tylko w połowie. Oczywiście było o rosyjsko-ukraińskiej wojnie, o wojnach domowych w państwach arabskich. Niby daleko, ale coraz więcej tych konfliktów zbrojnych z każdej strony. Dużo spokojniej żyło się nie wiedząc co się dzieje w świecie. Nie chce krakać, ale coś wisi w powietrzu nad światem. A wojna to najgorsze co może spaść na człowieka.
A ja dopiero co się zakochałam. Dopiero co zaczynam poznawać siebie i kombinować plan na moje życie. A ja jestem mistrzem w marnowaniu chwil, które mogły być piękne, a w rzeczywistości powodują łzy. Nad cieszeniem z każdej chwili muszę jeszcze popracować. Zaliczyłam dość bolesne nauczki i chyba wyciągnęłam wnioski. Przynajmniej mam nadzieje.
Na początku umieściłam cytat z piosenki, którą usłyszałam dziś w radio i zapadła mi w pamięć. IRA to stanowczo moja muzyczna bajka, a ta piosenka jest wyjątkowa. Jak już pisałam, miałam dwumiesięczny (trochę wymuszony) odpoczynek od radio, które gra w moim pokoju non stop. A to pociągnęło za sobą, że nie znam żadnych hitów tego lata, no może po za "kamień z napisem LOVE" ale to znałam już wcześniej.
Jest strachliwy tchórz, boję się wszystkiego i martwię się o wszystkich. Już nie wspominam o moich napadowych złych przeczuciach, które spadają na mnie raz na jakiś czas. Wtedy to już całkowicie proszę wszystkich z mojego otoczenia, żeby na siebie uważali. Panikara ze mnie, ale przynajmniej przesądna raczej nie jestem. Jak już miałabym mieć kota to na pewno czarnego, trzynastkę zawsze lubiłam, zbicia lustra też się nie boję. Może jeśli chodzi o amulety od kogoś bliskiego, bo bransoletka od Ukochanego to chyba jest coś w rodzaju amuletu, a nie tylko sentymentalna pamiątka. W każdym razie strata takiej rzeczy boli potwornie, a odzyskanie cieszy ogromnie.
Piosenkę polecam:
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Dwa miesiące minęły jak dwa dni
Wylądowałam w domciu, już na stałe. Już koniec wojaży po świecie :) Taki świat, ze nawet województwa nie opuściłam. I nie jest to konieczne dla udanych wakacji. Bo te stanowczo były wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Wyjeżdżałam, (czuję jakby to było wczoraj) z niedowierzaniem, że jadę z Moim Przemkiem do Władysławowa do Biedronki. Autko zapakowane po dach. Dobra logistyka układania auta i do peugeota 206 można wcisnąć wszystko.
A teraz, siedzę sama. W moim domu, wyśpię się w moim łóżku, ale sama. Nikt mnie nie przytuli, nie zasnę wtulona w męskie ramiona...Nawet po 12 godzinach pracy nic tak nie poprawiało humoru jak przytulenie się. Pracowaliśmy razem (zawsze te same zmiany) i pierwsze co robiłam po wyjściu z pracy, to przytulenie się do Niego. Jako że praca to praca to średnio wypada pokazywać uczucia. Za każdym razem gdy sunął gdzieś w okolicy mojej kasy, to oczy mimowolnie uciekały w jego stronę.
Dzisiaj kiedy odjeżdżał, trzymałam się zadziwiająco dobrze. Wypłynęły mi tylko dwie honorowe łzy. Ale kiedy w domu włączyłam piosenkę: Enej - "Bilia Topoli" nie było już tak różowo, przypomniał mi się ich koncert w Jego towarzystwie.
ooooooooo PAPAGENA :) no i my |
A teraz, siedzę sama. W moim domu, wyśpię się w moim łóżku, ale sama. Nikt mnie nie przytuli, nie zasnę wtulona w męskie ramiona...Nawet po 12 godzinach pracy nic tak nie poprawiało humoru jak przytulenie się. Pracowaliśmy razem (zawsze te same zmiany) i pierwsze co robiłam po wyjściu z pracy, to przytulenie się do Niego. Jako że praca to praca to średnio wypada pokazywać uczucia. Za każdym razem gdy sunął gdzieś w okolicy mojej kasy, to oczy mimowolnie uciekały w jego stronę.
peugeot zapakowany po dach |
Dzisiaj kiedy odjeżdżał, trzymałam się zadziwiająco dobrze. Wypłynęły mi tylko dwie honorowe łzy. Ale kiedy w domu włączyłam piosenkę: Enej - "Bilia Topoli" nie było już tak różowo, przypomniał mi się ich koncert w Jego towarzystwie.
ŻEGNAJ WŁADYSŁAWOWO!!!
piątek, 7 sierpnia 2015
ENEJ'owskie spełnienie marzenia
Udało mi się!!!
Kolejne muzyczne marzenie z listy mogę odhaczyć :)
Pierwszy raz usłyszałam ich piosenkę jakieś 5-6 lat temu i były to "Ulice". Trochę inna bajka niż obecnie piosenki, ale od wydania ich pierwszej płyty minęło już 8 lat. A każda kolejna płyta pokazuje, że nadal są świetni.
Specjalnie szybciej wróciliśmy z domu, żebym mogła w końcu być na ich koncercie. Planuję się na niego wybrać już od dość dawna.
Ale zawsze coś wypadało, albo po prostu nie miałam jak dojechać.
Koncert odbył się na boisku piłkarskim w Chłapowie. Parę kilometrów od naszej kwatery, gdzie już nic nie przypominało turystycznego miasteczka, tylko wieś. Przez moment poczułam się jak w Starych Jabłonkach. Nic nie mam złego na myśli, ale to była po prostu wieś i to taka wieś wieś gdzie raz do roku zjeżdża się masa ludzi i bawi się świetnie.
Koncert zaczął się od piosenki "nie chcę spać" co było bardzo dobrym początkiem na rozbudzenie publiczności. Większość od razu zaczęła się ruszać i śpiewać. Potem byłam mała mieszanka piosenek. Spodobało mi się, że nie grali tylko kawałków z ostatniej płyty (paparanoja) ale zabrzmiało również radio hallo, symetryczno-liryczny jak i Lili co było moim zdaniem najlepszą piosenką poprzedniego krążka.
Bardzo spodobał mi się fakt, że wokalista przedstawił wszystkich członków zespołu, tych na scenie i tych po za nią. Co nie jest taką oczywistą sprawą. Byłam na różnych koncertach i różnie to wyglądało. A na bis poleciał Kamień z napisem love, co jest piosenką numer jeden. Wszyscy wyszli na przód sceny sekcja dęta uginała się tak jak w teledysku, co wyglądało genialnie. Energia tez była ogromna. Dęciaki biegały po scenie jeszcze bardziej dodając mocy. Wszystko było tak jak być powinno. Ale najbardziej spodobała mi się piosenka "Bilia topoli" wtedy energia ucichła i nastał melancholijny nastrój. Światła sceny zmienił się na czerwone i pokazały powagę piosenki. Po niej zaraz nastał kawałek "Zbudujemy dom" który poprzedziły słowa o miłości i pokoju.
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Bo nie ukrywam, ale "paparanoja" nie jest moją ulubioną ich płytą. Jak dla mnie jest tam trochę za dużo Ukrainy. Może gdybym rozumiała ten język byłoby inaczej. Może to tylko dlatego, że nie oswoiłam się z tą płytą? Nie mam jest na mojej płytowej półce, jedyny kontakt miałam z ją słuchając na youtube. A co płyta to jednak płyta. Uważam, że płyta jest jak książka ma początek środek i koniec. I nie przeskakuje się między utworami. Kiedy wkładam krążek do radia to gra od początku to końca. Wszystkie piosenki, te które lubię bardziej i te które lubię mniej. Paparanoja jest dość smutna? liryczna? melancholijna? mało rozrywkowa. Może odzwierciedla obecny świat i ukraińską sytuacje? W każdym razie Zawsze lubiłam ich za ten pozytywny wydźwięk Folkohorod jest bardzo pozytywnie energetyczna i zawsze poprawia mi humor, Folkorabel tak samo.
Zabrakło mi tylko jednej piosenki, no może dwóch dwóch: "Amelia" i "Państwo B" wiem że są dość stare, ale gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że może jednak je zagrają. Niestety się nie udało. Rozumiem...
Przepraszam za jakość zdjęć, ale poszłam na koncert się bawić i naładować muzyką i to mi się udało. Na takie wydarzenia nie ciągnę z sobą Nikonka, bo nie mam po co. Zdjęcia robione telefonem, co widać po jakości. Nie moja wina :)
Polecam każdemu, nie zawiodłam się. Koncert był taki jaki chciałam przeżyć. Chłopacy się nie oszczędzali, pokazali profesjonalizm i doprowadzenie swojego występu do perfekcji. Właśnie o takim koncercie marzyłam. A sekcja dęta jest po prostu genialna. Wokaliści oczywiście tez są niepowtarzalni, a wszyscy świetnie ze sobą brzmią.
Jestem pod ogromnym wrażeniem i jak będę miała okazję to pójdę jeszcze raz na ich występ żeby przeżyć to po raz kolejny.
Kolejne muzyczne marzenie z listy mogę odhaczyć :)
Pierwszy raz usłyszałam ich piosenkę jakieś 5-6 lat temu i były to "Ulice". Trochę inna bajka niż obecnie piosenki, ale od wydania ich pierwszej płyty minęło już 8 lat. A każda kolejna płyta pokazuje, że nadal są świetni.
Specjalnie szybciej wróciliśmy z domu, żebym mogła w końcu być na ich koncercie. Planuję się na niego wybrać już od dość dawna.
Ale zawsze coś wypadało, albo po prostu nie miałam jak dojechać.
Koncert odbył się na boisku piłkarskim w Chłapowie. Parę kilometrów od naszej kwatery, gdzie już nic nie przypominało turystycznego miasteczka, tylko wieś. Przez moment poczułam się jak w Starych Jabłonkach. Nic nie mam złego na myśli, ale to była po prostu wieś i to taka wieś wieś gdzie raz do roku zjeżdża się masa ludzi i bawi się świetnie.
Koncert zaczął się od piosenki "nie chcę spać" co było bardzo dobrym początkiem na rozbudzenie publiczności. Większość od razu zaczęła się ruszać i śpiewać. Potem byłam mała mieszanka piosenek. Spodobało mi się, że nie grali tylko kawałków z ostatniej płyty (paparanoja) ale zabrzmiało również radio hallo, symetryczno-liryczny jak i Lili co było moim zdaniem najlepszą piosenką poprzedniego krążka.
Bardzo spodobał mi się fakt, że wokalista przedstawił wszystkich członków zespołu, tych na scenie i tych po za nią. Co nie jest taką oczywistą sprawą. Byłam na różnych koncertach i różnie to wyglądało. A na bis poleciał Kamień z napisem love, co jest piosenką numer jeden. Wszyscy wyszli na przód sceny sekcja dęta uginała się tak jak w teledysku, co wyglądało genialnie. Energia tez była ogromna. Dęciaki biegały po scenie jeszcze bardziej dodając mocy. Wszystko było tak jak być powinno. Ale najbardziej spodobała mi się piosenka "Bilia topoli" wtedy energia ucichła i nastał melancholijny nastrój. Światła sceny zmienił się na czerwone i pokazały powagę piosenki. Po niej zaraz nastał kawałek "Zbudujemy dom" który poprzedziły słowa o miłości i pokoju.
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Bo nie ukrywam, ale "paparanoja" nie jest moją ulubioną ich płytą. Jak dla mnie jest tam trochę za dużo Ukrainy. Może gdybym rozumiała ten język byłoby inaczej. Może to tylko dlatego, że nie oswoiłam się z tą płytą? Nie mam jest na mojej płytowej półce, jedyny kontakt miałam z ją słuchając na youtube. A co płyta to jednak płyta. Uważam, że płyta jest jak książka ma początek środek i koniec. I nie przeskakuje się między utworami. Kiedy wkładam krążek do radia to gra od początku to końca. Wszystkie piosenki, te które lubię bardziej i te które lubię mniej. Paparanoja jest dość smutna? liryczna? melancholijna? mało rozrywkowa. Może odzwierciedla obecny świat i ukraińską sytuacje? W każdym razie Zawsze lubiłam ich za ten pozytywny wydźwięk Folkohorod jest bardzo pozytywnie energetyczna i zawsze poprawia mi humor, Folkorabel tak samo.
Zabrakło mi tylko jednej piosenki, no może dwóch dwóch: "Amelia" i "Państwo B" wiem że są dość stare, ale gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że może jednak je zagrają. Niestety się nie udało. Rozumiem...
Przepraszam za jakość zdjęć, ale poszłam na koncert się bawić i naładować muzyką i to mi się udało. Na takie wydarzenia nie ciągnę z sobą Nikonka, bo nie mam po co. Zdjęcia robione telefonem, co widać po jakości. Nie moja wina :)
Polecam każdemu, nie zawiodłam się. Koncert był taki jaki chciałam przeżyć. Chłopacy się nie oszczędzali, pokazali profesjonalizm i doprowadzenie swojego występu do perfekcji. Właśnie o takim koncercie marzyłam. A sekcja dęta jest po prostu genialna. Wokaliści oczywiście tez są niepowtarzalni, a wszyscy świetnie ze sobą brzmią.
Jestem pod ogromnym wrażeniem i jak będę miała okazję to pójdę jeszcze raz na ich występ żeby przeżyć to po raz kolejny.
niedziela, 2 sierpnia 2015
Kolejny raz
Wstaję z łóżka pierwszy raz od dłuższego czasu a tu Słońce. Budzik nastawiony jak co dzień na ósmą. Praca na po południe, więc wstając mam jeszcze 6 godzin do zagospodarowania i nacieszenia się życiem we Władysławowie. Dzisiaj stanęło na wypadzie na plaże, skoro po tylu ponurych dniach w kocu pojawiło się bezchmurne niebo a słoneczko ciepło daje o sobie znać.
O 9 zameldowaliśmy się na plaży, a ja poczułam się jak we Włoszech, a dokładniej jak na hotelowej plaży w Anzio. Błękitne delikatnie falujące morze, słońce świeci, może nie ma włoskiego upału, ale ciepło bardzo ciepło i ludzi jak na lekarstwo. Głównie to mewy szalały na piasku, goniąc się. Nie wzięłam nikonka bo głównym założeniem była siatkówka plażowa, bo rozłożyliśmy się pod dwoma boiskami do plażówki. A co dziwne woda w morzu, nie była najzimniejsza, a to już nowość. I nawet myślę w tym tygodniu się cała wpierniczyć do wody. Stanowczo poranne wypady na plaże są dobrym pomysłem. Wtedy wybrzeże ma zupełnie inny urok.
Naszło mnie na refleksje. W pracy spotykam różnych ludzi, oj bardzo różnych z całego kraju (europy). Trafiam na sporo niemców i jestem trochę podłamana. Przez rok przerwy w nauce niemieckiego po prostu wszystko mi wyfrunęło. Czuję, że powinnam sobie powtórzyć ten język, bo za niedługo całkowicie go zapomnę, ale nachodzi mnie pytanie kiedy. Przez roku dojeżdżania na uczelnie, nie miałam czasu na nic. W wakacje... W wakacje pracuję po 9 godzin dziennie. Potem? A potem będzie inaczej? Przecież zawsze będą takie czasochłonne obowiązki jak nie uczelnia, to praca. Wydaje mi się, że po prostu wyjściem jest ograniczenie swojego snu, że lenienie się przez cały dzień bo trzeba wypocząć przed praca nic nie da. Czy po spędzeniu w łóżku 10 godzin jest się wypoczętym? Na mnie to nie działa. Wtedy mam wyrzuty sumienia że nic nie zrobiłam. Patrze tak na mojego współlokatora, który chodzi do pracy a prócz tego siedzi w domu i śpi. Dosłownie śpi. Nie ogląda telewizora, nie siedzi w komputerze, nie idzie na spacer, imprezę, po prostu śpi.
Doszło do mnie, że siedzę tu już grubo ponad miesiąc, a tak mało udało mi się zrobić, zwiedzić. Realia polskiego klimatu są takie a nie inne. Ludzie przyjeżdżają z południa, wynajmują kwaterę miesiąc przed, płaca jak za złoto, a trafia im się deszczowy i zimny tydzień. Wtedy chyba jedyną rozrywka jest impreza, tzn pochlej party.
No i naleśniki mi się upiekły, więc pora kończyć posta. Tak piszę dzisiejszy post w kuchni robiąc naleśniki na obiad. Kucharka ze mną nadal jest beznadziejna, ale przez ten miesiąc z głodu nie umarliśmy :)
O 9 zameldowaliśmy się na plaży, a ja poczułam się jak we Włoszech, a dokładniej jak na hotelowej plaży w Anzio. Błękitne delikatnie falujące morze, słońce świeci, może nie ma włoskiego upału, ale ciepło bardzo ciepło i ludzi jak na lekarstwo. Głównie to mewy szalały na piasku, goniąc się. Nie wzięłam nikonka bo głównym założeniem była siatkówka plażowa, bo rozłożyliśmy się pod dwoma boiskami do plażówki. A co dziwne woda w morzu, nie była najzimniejsza, a to już nowość. I nawet myślę w tym tygodniu się cała wpierniczyć do wody. Stanowczo poranne wypady na plaże są dobrym pomysłem. Wtedy wybrzeże ma zupełnie inny urok.
Naszło mnie na refleksje. W pracy spotykam różnych ludzi, oj bardzo różnych z całego kraju (europy). Trafiam na sporo niemców i jestem trochę podłamana. Przez rok przerwy w nauce niemieckiego po prostu wszystko mi wyfrunęło. Czuję, że powinnam sobie powtórzyć ten język, bo za niedługo całkowicie go zapomnę, ale nachodzi mnie pytanie kiedy. Przez roku dojeżdżania na uczelnie, nie miałam czasu na nic. W wakacje... W wakacje pracuję po 9 godzin dziennie. Potem? A potem będzie inaczej? Przecież zawsze będą takie czasochłonne obowiązki jak nie uczelnia, to praca. Wydaje mi się, że po prostu wyjściem jest ograniczenie swojego snu, że lenienie się przez cały dzień bo trzeba wypocząć przed praca nic nie da. Czy po spędzeniu w łóżku 10 godzin jest się wypoczętym? Na mnie to nie działa. Wtedy mam wyrzuty sumienia że nic nie zrobiłam. Patrze tak na mojego współlokatora, który chodzi do pracy a prócz tego siedzi w domu i śpi. Dosłownie śpi. Nie ogląda telewizora, nie siedzi w komputerze, nie idzie na spacer, imprezę, po prostu śpi.
Doszło do mnie, że siedzę tu już grubo ponad miesiąc, a tak mało udało mi się zrobić, zwiedzić. Realia polskiego klimatu są takie a nie inne. Ludzie przyjeżdżają z południa, wynajmują kwaterę miesiąc przed, płaca jak za złoto, a trafia im się deszczowy i zimny tydzień. Wtedy chyba jedyną rozrywka jest impreza, tzn pochlej party.
No i naleśniki mi się upiekły, więc pora kończyć posta. Tak piszę dzisiejszy post w kuchni robiąc naleśniki na obiad. Kucharka ze mną nadal jest beznadziejna, ale przez ten miesiąc z głodu nie umarliśmy :)
No to udanych wakacji!
Cieszcie się Słońcem póki jest :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)