czwartek, 26 września 2013

salon maturzysty

Wróciłam do domu padając na twarz. Byliśmy klasowo, chociaż żebyśmy tam byli razem to bym nie powiedziała. W każdym razie odwiedziłam Gdańsk z nadzieją że w końcu zdecyduję się na jakieś konkretniejsze studia :) tssssa figa z makiem Jak nic nie wiedziałam tak dalej nic nie wiem.
Zabrałam parę (naście) broszur z politechniki i z uniwerku w Gdańsku. W rękę wpadła mi tez politechnika koszalińska i wrocławska.


W planach było tez kupno żółtych martensowatych butów, ale żadnych nie widziałam. Za to dorwałam czapkę. Nie jest to dokładnie to co szukałam ale za to ma kolorek fluorestencyjno żółty. Mojej mamie się nie spodobała, ale ważne że mi się podoba :)

ty tylko cześć makulatury którą przytargałam do domu
każda ulotka to jeden wydział na Politechnice gdańskiej

Trzy wykłady na których niczego się nie dowiedziałam. To tak w większości przypadków bywa, ze na wykładach na które zabierają nas nauczyciele nic ciekawego się nie dowiadujemy.
Za to po salonie maturzystów zaciągnęłam Ole do galerii handlowej, aby kupić coś A. na urodziny. Wiadomo że nic nie kupiłam. W końcu stanęło na sklepie z osiemnastkowymi gadżetami i na osiemnastkowym dyplomie. Nie umiem kupować prezentów, zawsze mam z tym problem. Wczoraj jednak zrobiłam lizakowo siatkarski bukiecik. Umieściłam tam 9 zawodników Skry z zeszłego sezonu. Chciałam wbić jej 18 zawodników, ale niestety logicznie dałam rady tego zrobić. Mam nadzieje tylko, ze doniosę to jutro do szkoły i nie będzie padać :)


Chciałabym, żeby ktoś dla mnie napisał taką piosenkę...


3 komentarze: