Ledwo żyję, siedzę owinięta kocem a i tak trzęsę się z zimna. Jeszcze tylko jutro i mogę w zasadzie chorować. Jednak "taki mamy klimat" wykończył mnie. Ekspresowa reanimacja i jutro powrót do zdrowia. Rutinoskorbin, wapno, cholinex i cirrus. Do jutra muszę przeżyć. W końcu mecz, tyle na niego czekałam.
Dzisiejszy wolontariat był bardzo owocny. Dzieci w zasadzie było mało. Może to i lepiej. Origami nie jest takie złe.
Zdjęcia robione moim nowiutkim telefonikiem. Może efekt zachwycający nie jest, ale o wiele lepszy niż w starym.
A to moja mała armia.
Jutro MECZ MECZ MECZ.
piątek, 31 stycznia 2014
czwartek, 30 stycznia 2014
Taki mamy klimat...
Jak jeszcze raz dzisiaj od kogoś usłyszę hasło: "no bo mamy taki klimat" to wyśle tego kogoś do diabła!!!
Właśnie weszłam wymarznięta do domu. Pół dnia spędziłam w pociągach a drugie u P. jeśli nie odchoruję dzisiejszego dnia to będzie sukces. Dawno tak nie wymarzłam, ale równie dawno nie miałam tak towarzyskiego dnia. Ostatnio chodziłam i marzyłam tylko i wyłącznie o bezludnej wyspie. A dzisiaj jakbym przestała warczeć na ludzi i chcieć ich pozagryzać :)
Postanowiłam, że napisze książkę pt. "taki mamy klimat na PKP"
ROZDZIAŁ 1
Przychodzę na dworzec, z myślą żeby tylko kupić bilet i biec na peron. I się zaczyna pociąg ma 10 min opóźnienia potem 30 min w tym momencie było słychać takie ogólne westchnienie wszystkich oczekujących. Usiadł obok mnie pewien brunet, okazało się że jedzie do Kwidzyna czyli przesiada się na drugi pociąg tak jak ja. Od razu jakoś raźniej na sercu. Wtedy następne ogłoszenie, ze opóźnienie wynosi 50 min. Nadjechał, wsiadamy razem i gadamy (nie wiem jak to się stało że ja tak skryta osoba rozmawiam z całkowicie obcym chłopakiem i zero stresu). W pociągu okazuje się że jest od do Gdyni czyli w przeciwną a nasz stoi tuż za nim. Okazało się że ten nasz przepchnął go gdzieś z trasy bo się zepsuł. Dosiedliśmy się do chłopaka z ciętym dowcipem i pozytywna kobitką :) Miła atmosfera i rozmowy jak to w pociągu o wszystkim. Opóźnieni o jakieś 1,5 godziny trafiamy do Malborka. Biegniemy na drugi pociąg (przesiadka) oczywiście moja gleba po drodze, bo glany to nie najlepsze buty na taką pogodę. Siedzimy w drugim pociągu ale on nie jedzie. Okazuje się że zamarzł mu jakiś płyn i nie pojedzie. Mój tajemniczy towarzysz idzie zapalić, zgaduje się z kolejnymi 3 facetami-palaczami i rozmowa się toczy, od czasu do czasu wbija się inteligentna kobiecina patrząca pozytywnie w przyszłość i wierząca w polski rząd, że może coś zmienić. Okazuje się że pociąg zamarzł na amen. Męska część decyduje się na jazdę autobusem, a ja dzwonie bo mojego księcia w niebieskim passacie, który uratował mnie z ten pułapki PKP. Chyba miłe towarzystwo uratowało mnie od poważnej złości na cały świat. A P. zasłużył sobie za ogromne podziękowania (DZIĘKUJĘ KOCHANIE) ale rozsądek to nie jest Twoja najmocniejsza cecha. Mam nadzieje że tajemniczy on, też dotarł tym autobusem do celu. Może jeszcze kiedyś się spotkamy...
ROZDZIAŁ 2
Podróż powrotna. Tu już było stanowczo więcej nerwów. W domu rodzice się czepiają. A tu brak pewności czy w ogóle cokolwiek przyjedzie. Pociąg przyjechał z 30 min opóźnieniem. Znów moje drugie 36,6 uratowało mnie przed śmiercią na mrozie. W pociągu konduktor mówi mi, że zdążę na przesiadkę do Tczewa, bo pociąg poczeka tylko muszę się pospieszyć. Tylko, że zaliczamy 15 min postój żeby przepuścić pociąg jadący w przeciwną stronę. Potem się cofamy żeby znów zmienić tor i dojechać do Malborka godzinę po czasie. I oczywiście mojego pociągu ni ma. Jakiś stoi to biegnę do niego, ale on w przeciwną stronę. Nagle z głośników leci zapowiedź że jedzie pociąg TLK z całkowita rezerwacją miejsc do Tczewa. Kompletnie olewam ten fakt i mając inny bilet wsiadam. Przedział wolny. Nagle dosiada się facet. Siada na przeciwko i zaczyna mi dyszeć nad uchem. I przez całe 20 min podróży rozmawialiśmy. Facet po 60-tce komunista, inżynier, dziadek. Pracuje w Malborku a mieszka w Gdańsku (jakieś 60 km). Zadowolony z życia. Gdyby tylko nie jego zapędy w komunistycznych poglądach... Typ imprezowicza i człowieka który potrafi sobie załatwić wszystko.
Na razie to tyle, bo TAKI MAMY KLIMAT. W sobotę zapowiada się kolejna walka z przeciwnościami naszego klimatu i polskich absurdów.
Ten slogan powtarzany był na okrągło przez wszystkich. Nie krytykuję tutaj pracowników kolej typu maszyniści, bo facet starał się jak mógł przywrócić pociąg do życia. Biegał, szukał, dzwonił, cały brudny zmarznięty w śniegu a ludzie jeszcze go wyzywali.
Wychodzę od wniosku ciesz się chwilą i jeśli nie masz na coś wpływu to się tym nie przejmuj. Bo szkoda czasu.
Właśnie weszłam wymarznięta do domu. Pół dnia spędziłam w pociągach a drugie u P. jeśli nie odchoruję dzisiejszego dnia to będzie sukces. Dawno tak nie wymarzłam, ale równie dawno nie miałam tak towarzyskiego dnia. Ostatnio chodziłam i marzyłam tylko i wyłącznie o bezludnej wyspie. A dzisiaj jakbym przestała warczeć na ludzi i chcieć ich pozagryzać :)
Postanowiłam, że napisze książkę pt. "taki mamy klimat na PKP"
ROZDZIAŁ 1
Przychodzę na dworzec, z myślą żeby tylko kupić bilet i biec na peron. I się zaczyna pociąg ma 10 min opóźnienia potem 30 min w tym momencie było słychać takie ogólne westchnienie wszystkich oczekujących. Usiadł obok mnie pewien brunet, okazało się że jedzie do Kwidzyna czyli przesiada się na drugi pociąg tak jak ja. Od razu jakoś raźniej na sercu. Wtedy następne ogłoszenie, ze opóźnienie wynosi 50 min. Nadjechał, wsiadamy razem i gadamy (nie wiem jak to się stało że ja tak skryta osoba rozmawiam z całkowicie obcym chłopakiem i zero stresu). W pociągu okazuje się że jest od do Gdyni czyli w przeciwną a nasz stoi tuż za nim. Okazało się że ten nasz przepchnął go gdzieś z trasy bo się zepsuł. Dosiedliśmy się do chłopaka z ciętym dowcipem i pozytywna kobitką :) Miła atmosfera i rozmowy jak to w pociągu o wszystkim. Opóźnieni o jakieś 1,5 godziny trafiamy do Malborka. Biegniemy na drugi pociąg (przesiadka) oczywiście moja gleba po drodze, bo glany to nie najlepsze buty na taką pogodę. Siedzimy w drugim pociągu ale on nie jedzie. Okazuje się że zamarzł mu jakiś płyn i nie pojedzie. Mój tajemniczy towarzysz idzie zapalić, zgaduje się z kolejnymi 3 facetami-palaczami i rozmowa się toczy, od czasu do czasu wbija się inteligentna kobiecina patrząca pozytywnie w przyszłość i wierząca w polski rząd, że może coś zmienić. Okazuje się że pociąg zamarzł na amen. Męska część decyduje się na jazdę autobusem, a ja dzwonie bo mojego księcia w niebieskim passacie, który uratował mnie z ten pułapki PKP. Chyba miłe towarzystwo uratowało mnie od poważnej złości na cały świat. A P. zasłużył sobie za ogromne podziękowania (DZIĘKUJĘ KOCHANIE) ale rozsądek to nie jest Twoja najmocniejsza cecha. Mam nadzieje że tajemniczy on, też dotarł tym autobusem do celu. Może jeszcze kiedyś się spotkamy...
ROZDZIAŁ 2
Podróż powrotna. Tu już było stanowczo więcej nerwów. W domu rodzice się czepiają. A tu brak pewności czy w ogóle cokolwiek przyjedzie. Pociąg przyjechał z 30 min opóźnieniem. Znów moje drugie 36,6 uratowało mnie przed śmiercią na mrozie. W pociągu konduktor mówi mi, że zdążę na przesiadkę do Tczewa, bo pociąg poczeka tylko muszę się pospieszyć. Tylko, że zaliczamy 15 min postój żeby przepuścić pociąg jadący w przeciwną stronę. Potem się cofamy żeby znów zmienić tor i dojechać do Malborka godzinę po czasie. I oczywiście mojego pociągu ni ma. Jakiś stoi to biegnę do niego, ale on w przeciwną stronę. Nagle z głośników leci zapowiedź że jedzie pociąg TLK z całkowita rezerwacją miejsc do Tczewa. Kompletnie olewam ten fakt i mając inny bilet wsiadam. Przedział wolny. Nagle dosiada się facet. Siada na przeciwko i zaczyna mi dyszeć nad uchem. I przez całe 20 min podróży rozmawialiśmy. Facet po 60-tce komunista, inżynier, dziadek. Pracuje w Malborku a mieszka w Gdańsku (jakieś 60 km). Zadowolony z życia. Gdyby tylko nie jego zapędy w komunistycznych poglądach... Typ imprezowicza i człowieka który potrafi sobie załatwić wszystko.
Na razie to tyle, bo TAKI MAMY KLIMAT. W sobotę zapowiada się kolejna walka z przeciwnościami naszego klimatu i polskich absurdów.
Ten slogan powtarzany był na okrągło przez wszystkich. Nie krytykuję tutaj pracowników kolej typu maszyniści, bo facet starał się jak mógł przywrócić pociąg do życia. Biegał, szukał, dzwonił, cały brudny zmarznięty w śniegu a ludzie jeszcze go wyzywali.
Wychodzę od wniosku ciesz się chwilą i jeśli nie masz na coś wpływu to się tym nie przejmuj. Bo szkoda czasu.
środa, 29 stycznia 2014
piosenki, które mają przekaz
Ostatnio dość często telewizja prowadza mnie w stan złości i irytacji. Wkurza mnie, że w kółko wałkowane są te same tematy. Znajdują jedna sensacje jest na czasie przez tydzień góra dwa a potem znika i ślad po niej zanika.
Matki-zabójczyni własnych dzieci
Księża pedofile
Pijani kierowcy
Błędy w szpitalach położniczysz
Trynkiewicz
Rewolucja na Ukrainie
Sprawy ważne, ale czy wszystko musi się kręcić wokół jednego? To wprowadza ludzi w obłęd, skoro z każdej strony są bombardowani taką ilością informacji, spekulacja na jeden tylko temat.
Post miał być zupełnie o czymś innym, ale okej. Mianowicie dzisiaj usłyszałam o piosence napisanej/stworzonej w geście solidarności z Ukraińcami walczącymi i przyszłość dla siebie i swoich dzieci.
Czy to ma jakiś sens? Co taka piosenka może zmienić? Czy przemówi ona do polaków, których (tak mi się wydaje) średnio interesuje sytuacja jaka tam panuje. Też nie mam pewności czy to co przedstawiane jest nam, ludziom z dala od tych wydarzeń jest adekwatne do tego co dzieje się tam na miejscu? Na ile można wierzyć przekazom? Fakt, ostatnimi czasy zwątpiłam z nie omylność mediów.
Kolejna piosenka o podobnej tematyce. Mam wrażenie że napisana na kolanie na potrzebę chwili, bo teraz ma czas się sprzedać. Przekaz trafia do mnie całkowicie, tylko otaczające go dźwięki już niestety nie. Przemoc jest wszędzie i czyni z nas bydło, nieczułe na takie zdarzenia.
Swoją drogą dzięki piosenkom, przynajmniej ja zapamiętuję ważne fakty. Do piosenek wracam dużo częściej niż do dawnych wydarzeń. Pamięć o ludziach zostaje wiecznie żywa. Takich przykładów jest cała masa.
24.11.94
Pokonamy fale
Moja i Twoja nadzieja
Ballada o Janku Wiśniewskim
Czarna sobota
Pamiętam jak kiedyś marzyłam, żeby ktoś napisał dla mnie piosenkę. Piosenki są nieśmiertelne, nie to co ulotne wspomnienia. Może dlatego tak ciągnie mnie do zdjęć i tradycyjnych listów. Bo są stałe, niezmienne, nie to co elektronika. jednego dnia jest, drugiego już nie, a trzeciego nikt już o tym nie pamięta, bo powstało coś zupełnie nowego.
Sprawy ważne, ale czy wszystko musi się kręcić wokół jednego? To wprowadza ludzi w obłęd, skoro z każdej strony są bombardowani taką ilością informacji, spekulacja na jeden tylko temat.
Post miał być zupełnie o czymś innym, ale okej. Mianowicie dzisiaj usłyszałam o piosence napisanej/stworzonej w geście solidarności z Ukraińcami walczącymi i przyszłość dla siebie i swoich dzieci.
Czy to ma jakiś sens? Co taka piosenka może zmienić? Czy przemówi ona do polaków, których (tak mi się wydaje) średnio interesuje sytuacja jaka tam panuje. Też nie mam pewności czy to co przedstawiane jest nam, ludziom z dala od tych wydarzeń jest adekwatne do tego co dzieje się tam na miejscu? Na ile można wierzyć przekazom? Fakt, ostatnimi czasy zwątpiłam z nie omylność mediów.
Kolejna piosenka o podobnej tematyce. Mam wrażenie że napisana na kolanie na potrzebę chwili, bo teraz ma czas się sprzedać. Przekaz trafia do mnie całkowicie, tylko otaczające go dźwięki już niestety nie. Przemoc jest wszędzie i czyni z nas bydło, nieczułe na takie zdarzenia.
Swoją drogą dzięki piosenkom, przynajmniej ja zapamiętuję ważne fakty. Do piosenek wracam dużo częściej niż do dawnych wydarzeń. Pamięć o ludziach zostaje wiecznie żywa. Takich przykładów jest cała masa.
Pamiętam jak kiedyś marzyłam, żeby ktoś napisał dla mnie piosenkę. Piosenki są nieśmiertelne, nie to co ulotne wspomnienia. Może dlatego tak ciągnie mnie do zdjęć i tradycyjnych listów. Bo są stałe, niezmienne, nie to co elektronika. jednego dnia jest, drugiego już nie, a trzeciego nikt już o tym nie pamięta, bo powstało coś zupełnie nowego.
wtorek, 28 stycznia 2014
obfity listonosz, choć brzmi dziwnie
Wróciłam z "zakupów" w Gdańsku. Jestem tak zmęczona i zdegustowana. Gdzie są te czasy kiedy wchodziłam do sklepu, kupowałam co mi się podoba i wychodziłam?!? Teraz kompletnie nic mi się nie podoba. A ja już coś mi się spodoba to nie podoba się M.
Jedynym pozytywnym faktem dzisiejszego dnia była zawartość skrzynki pocztowej. A tam: list i pocztówka zaadresowane do mnie.
S. siedzi we Włoszech na snowboardzie. Przed wyjazdem zasugerowałam jej, że chciałabym dostać pocztówkę od niej, nie spodziewałam się jej. S. jak S. roztrzepana i zakręcona. Tym większą radość sprawiła mi jej kartka. Okazało się, że jest w Paganelli niedaleko Trentino :)
Najważniejsza informacja dla mnie "włosi przystojni" jakbym tego sama nie wiedziała :)
Koperta natomiast przybyła prosto z Zakopanego. Jakiś czas temu wysłałam list z prośba o autografy czterech skoczków narciarskich:
Kamila Stocha
Dawida Kubackiego
Janka Ziobro
Stefka Hule
Nigdy nie kolekcjonowałam autografów. Stawiam stanowczo na podpisy sportowców których lubię, znam i im kibicuję.
Na każdej kartce jest podpis z dedykacją dla mnie :) W sumie jest to już mój trzeci Kamil i chętnie zmienię jednemu z nich właściciela :)
"Rzeczywistość i marzenie
Muszą się wciąż o nas bić.
Naszą bajkę pisz codziennie,
Skrytą w prozie zwykłych dni..."
Jedynym pozytywnym faktem dzisiejszego dnia była zawartość skrzynki pocztowej. A tam: list i pocztówka zaadresowane do mnie.
S. siedzi we Włoszech na snowboardzie. Przed wyjazdem zasugerowałam jej, że chciałabym dostać pocztówkę od niej, nie spodziewałam się jej. S. jak S. roztrzepana i zakręcona. Tym większą radość sprawiła mi jej kartka. Okazało się, że jest w Paganelli niedaleko Trentino :)
Najważniejsza informacja dla mnie "włosi przystojni" jakbym tego sama nie wiedziała :)
Koperta natomiast przybyła prosto z Zakopanego. Jakiś czas temu wysłałam list z prośba o autografy czterech skoczków narciarskich:
Kamila Stocha
Dawida Kubackiego
Janka Ziobro
Stefka Hule
Nigdy nie kolekcjonowałam autografów. Stawiam stanowczo na podpisy sportowców których lubię, znam i im kibicuję.
Na każdej kartce jest podpis z dedykacją dla mnie :) W sumie jest to już mój trzeci Kamil i chętnie zmienię jednemu z nich właściciela :)
"Rzeczywistość i marzenie
Muszą się wciąż o nas bić.
Naszą bajkę pisz codziennie,
Skrytą w prozie zwykłych dni..."
poniedziałek, 27 stycznia 2014
zaspany poniedziałek
Zaczęłam ogarniać dni tygodnia. Tylko dlatego, żeby jak najlepiej korzystać z dnia. Nie lubię marnować czasu. A dzisiejszy dzień za owocny nie był, a szkoda...
Losowanie Grup Mistrzostw Świata 2014
Co ta siatkówka ze mną robi...
Pieśń o małym rycerz, niby banalne i wszystkim znane, ale jednak to coś więcej niż tylko piosenka.
Nie wiem jaką moc maja hale siatkarskie, ale to co się tam dzieje na meczach reprezentacyjnych to jest MAGIA, nic innego tylko MAGIA.
Koniec z paskami. Kiedyś miałam pół szafy z paski, ale od czasu powstania tego zdjęcia koniec z nimi. Nie, nie zauważyłam żebym jakoś specjalnie się roztyła ostatnio. Zdjęcie kłamie. Nie wyrażam zgody na taki obrót sprawy.
A6W czekam na cb :) wróżę nam wytrwałość :) nie poddamy się :)
Wstałam o 8 rano, z resztą jak co dzień w ferie. Preferuję wcześniejsze wstawanie, wtedy budzę się z myślą, że masę czasu na różne zajęcia. Od razu mam jakiś lepszy humor, szczególnie, że w domu panuje cisza i spokój gdy wszyscy jeszcze śpią. W wakacje to jest już moja tradycja. Pamiętam jak rano biegałam, albo sprzątałam pół mieszkania. Brakuje mi Słońca za oknem.
Miałam jechać dzisiaj do Gdańska, ale oczywiście trzy domowe leniwce się rozmyśliły i może jutro pojedziemy. Zostały mi jedynie zakupy w Tczewie i przejażdżka autkiem do marketu :) Chciałam kupić jakieś dobre musli, ale znalezienie paczki bez "syropu glukozowo-fruktozowego" graniczyło z cudem. Poddałam się. Czy w sklepie dostanie czegoś mało przetworzonego graniczy z cudem? Szukanie soku, który kiedykolwiek widziałam owoce odpuściłam sobie już dawno.
Losowanie Grup Mistrzostw Świata 2014
Co ta siatkówka ze mną robi...
Pieśń o małym rycerz, niby banalne i wszystkim znane, ale jednak to coś więcej niż tylko piosenka.
Nie wiem jaką moc maja hale siatkarskie, ale to co się tam dzieje na meczach reprezentacyjnych to jest MAGIA, nic innego tylko MAGIA.
Koniec z paskami. Kiedyś miałam pół szafy z paski, ale od czasu powstania tego zdjęcia koniec z nimi. Nie, nie zauważyłam żebym jakoś specjalnie się roztyła ostatnio. Zdjęcie kłamie. Nie wyrażam zgody na taki obrót sprawy.
A6W czekam na cb :) wróżę nam wytrwałość :) nie poddamy się :)
Wstałam o 8 rano, z resztą jak co dzień w ferie. Preferuję wcześniejsze wstawanie, wtedy budzę się z myślą, że masę czasu na różne zajęcia. Od razu mam jakiś lepszy humor, szczególnie, że w domu panuje cisza i spokój gdy wszyscy jeszcze śpią. W wakacje to jest już moja tradycja. Pamiętam jak rano biegałam, albo sprzątałam pół mieszkania. Brakuje mi Słońca za oknem.
Miałam jechać dzisiaj do Gdańska, ale oczywiście trzy domowe leniwce się rozmyśliły i może jutro pojedziemy. Zostały mi jedynie zakupy w Tczewie i przejażdżka autkiem do marketu :) Chciałam kupić jakieś dobre musli, ale znalezienie paczki bez "syropu glukozowo-fruktozowego" graniczyło z cudem. Poddałam się. Czy w sklepie dostanie czegoś mało przetworzonego graniczy z cudem? Szukanie soku, który kiedykolwiek widziałam owoce odpuściłam sobie już dawno.
niedziela, 26 stycznia 2014
tydzień minął jak jeden dzień
Już tydzień ferii minął, nawet nie wiem kiedy, ale stanowczo za szybko. Czas na miłe nic nie robienie w miłym towarzystwie, zawsze musi się znaleźć. Mam wrażenie, że przez ten tydzień byłam zupełnie kimś innym. Czyżby otoczenie aż tak bardzo wpływało na moje zachowanie... Może to przez brak codziennej dawki krytyki. Byłam panem własnego życia, a dzisiaj znów powrócił stały demotywator. Pora zacząć ćwiczyć nad odpornością na opinie innych. Póki robiłam co lubiłam to kompletnie mnie to nie interesowało, ale teraz... Kiedy wszystko poszło w odstawkę, stałam się strasznie zależna od opinii innych i wrażliwa na nią. Mimo, tego że wiem iż ich opinia jest nieprawdziwa. Wprowadza mnie to wszystko w tak podły humor, że najlepiej w ogóle się do mnie nie zbliżać.
W ferie zaczęłam oglądać trochę więcej telewizji, przez posiadanie więcej wolnego czasu. Nie ma dnia żeby nie był poruszany temat gejów. Nigdy nie miałam nic przeciwko im, ale ostatnio czuję się osaczona. Mam wrażenie że powstaje jakaś chora presja. Może to odwracanie uwagi od innych ważniejszych rzeczy. W każdym razie, mam dość, zostanę jednak przy Polsat Sport :)
Dzisiaj Skra pokonała 3-0 Zakse i to w jakim stylu. Po pierwszym secie myślałam, że będzie zacięta walka. Zamiast rywalizacji był jednostronny pokaz siły. Nie mam nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy :)
Śnieg pada, a mnie korci żeby wyjść z domu i pobiec gdziekolwiek zostawiając wszystko za sobą. W zasadzie chęć biegania siedzi mi w głowie już jakiś czas, ale temperatura mnie przeraża. Jutro jesli nie wyciągnę rodziców nigdzie, to będę musiała sama coś wykombinować. W ramach treningu jutro odśnieżam :) Dosyć tego zamulania w domu. Im więcej rzeczy mam do zrobienie tym większą energie do działania. A bez nawet najmniejszych celów to wszystko staje się takie nijakie i mętne.
W ferie zaczęłam oglądać trochę więcej telewizji, przez posiadanie więcej wolnego czasu. Nie ma dnia żeby nie był poruszany temat gejów. Nigdy nie miałam nic przeciwko im, ale ostatnio czuję się osaczona. Mam wrażenie że powstaje jakaś chora presja. Może to odwracanie uwagi od innych ważniejszych rzeczy. W każdym razie, mam dość, zostanę jednak przy Polsat Sport :)
Dzisiaj Skra pokonała 3-0 Zakse i to w jakim stylu. Po pierwszym secie myślałam, że będzie zacięta walka. Zamiast rywalizacji był jednostronny pokaz siły. Nie mam nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy :)
piątek, 24 stycznia 2014
jedyny ratunek jest juz tylko w kubku kakao
Mija tydzień od kiedy szkoła jest tylko mętnym wspomnieniem.
Próbuję sklecić tutaj parę słów od dobrego tygodnia, ale po prostu nie mam czasu albo po prostu sił. Myślałam, że będzie to tydzień błogiego lenistwa poprzeplatanego z nauką do matury. Tak było... przez pierwsze dwa dni.
A może właśnie ferie, powinny być trochę zwariowane? Nie do końca zapominając o szkole, ale jednak odrobina odpoczynku...
Kręcę się na krześle, owinięta kocem, pusty już kubek po kakao stoi na biurku, a humor nie poprawił się ani o milimetr.
Próbuję sklecić tutaj parę słów od dobrego tygodnia, ale po prostu nie mam czasu albo po prostu sił. Myślałam, że będzie to tydzień błogiego lenistwa poprzeplatanego z nauką do matury. Tak było... przez pierwsze dwa dni.
A może właśnie ferie, powinny być trochę zwariowane? Nie do końca zapominając o szkole, ale jednak odrobina odpoczynku...
Kręcę się na krześle, owinięta kocem, pusty już kubek po kakao stoi na biurku, a humor nie poprawił się ani o milimetr.
czwartek, 16 stycznia 2014
Co warte jest życie...
Wszyscy w szkole, a ja dzisiaj zostałam w domciu. Raz na jakiś czas musi dopaść mnie jakieś cholerstwo, tak żeby za pięknie nie było :)
We wtorek dostałam list od Eriny z Japonii.
Uwielbiam otrzymywać listy od Eriny. Japońskie pocztówki są śliczne, a list zapisany na 7 kartkach. Trochę głupio mi, że ona tak się produkuje, a ja nie potrafię się na tyle rozpisać. Ostatnio to kompletnie nie mam o czym pisać. Może w ferie się to zmieni :)
Podziękowała mi bardzo za bransoletkę, którą jej wysłałam. Było to bardzo miłe :) Sama wysłała mi też zawieszkę do telefonu. Na który czeka już od miesiąca, a jak go nie było tak nie ma. Ostatni raz dałam rodzicom kupić dla mnie coś na allegro.
Jeszcze 6 lekcji dzieli mnie od ferii. Zapewne nie jest to najlepsza motywacja, ale lepsza taka niż żadna.
Teraz skoki, potem siatkówka, a na geografie brak i czasu i ambicji :)
Budzę się rano i nawet moje włosy, przypominają mi że tęsknie.
Co warte jest życie gdy nie znasz miłości?
Co warte jest życie gdy szczęścia w nim brak?
Co warte są chwile które mijają, gdy każdy dzień jest taki sam?
We wtorek dostałam list od Eriny z Japonii.
Uwielbiam otrzymywać listy od Eriny. Japońskie pocztówki są śliczne, a list zapisany na 7 kartkach. Trochę głupio mi, że ona tak się produkuje, a ja nie potrafię się na tyle rozpisać. Ostatnio to kompletnie nie mam o czym pisać. Może w ferie się to zmieni :)
Podziękowała mi bardzo za bransoletkę, którą jej wysłałam. Było to bardzo miłe :) Sama wysłała mi też zawieszkę do telefonu. Na który czeka już od miesiąca, a jak go nie było tak nie ma. Ostatni raz dałam rodzicom kupić dla mnie coś na allegro.
Jeszcze 6 lekcji dzieli mnie od ferii. Zapewne nie jest to najlepsza motywacja, ale lepsza taka niż żadna.
Teraz skoki, potem siatkówka, a na geografie brak i czasu i ambicji :)
Budzę się rano i nawet moje włosy, przypominają mi że tęsknie.
Co warte jest życie gdy nie znasz miłości?
Co warte jest życie gdy szczęścia w nim brak?
Co warte są chwile które mijają, gdy każdy dzień jest taki sam?
niedziela, 12 stycznia 2014
w arbuzowym posmaku
Co jest Twoim największym marzeniem w życiu?
Dostałam takie pytanie i kompletnie nie wiedziałam co odpowiedzieć. Powróciłam do świata interpals.net czyli pisania z ludźmi z całego świata. Jak można nie wiedzieć o czym się marzy... Przecież każdy ma jakieś marzenie. Każdy do czegoś dąży.
Mam dzisiaj nadzwyczaj dobry humor. To dziwne uczucie które nachodzi jak grom z jasnego nieba i zmusza do zrobienia czegoś wymagającego kreatywności.
Szłam wczoraj sama w ciszy i samotności, bo oczywiście P. o mnie zapomniał, czego można było się spodziewać :) Dobrze wyszło, bo tak bardzo mi tego brakowało. Wszędzie ludzie, pogoń za niczym, krzyki... Ile można żyć w takim chaosie. Jestem samotnikiem i ten ciągły gwar dookoła mnie wykańcza. W piątek wychodząc ze szkoły pomyślałam: "jakby tylko ktoś odważył się podpalić tą budę, to jako pierwsza pobiegłabym po benzynę by za szybko nie zgasła".
Cytat (z "Alicji w Krainie Czarów")majaczy mi głowie od samego rana, z powodu białego królika w kamizelce który mi się przyśnił.
W końcu zabrałam się za prace maturalną. Pierwsza lektura przeczytana to wypadało by ją opisać. Zawsze to jakiś początek. Zapewne czeka mnie jeszcze nie jedna wizyta w bibliotece.
Jadąc wczoraj do P. zamiast marnować czas postanowiłam spróbować swoich sił przy maturze z geografii. Wniosek jest jeden. Przez 2,5 roku w liceum niczego się nie nauczyłam. No może poza wnioskiem, że trzeba dobrze przemyśleć swoje plany na przyszłość, żeby nie męczyć się w zawodzie do którego człowiek nie ma żadnych predyspozycji :)
Tak samo moja decyzja o klasie z profilem mat-geo była kompletnie błędna. Czasu cofnąć się nie da, ale pora wyciągnąć wnioski, żeby już więcej nie popełnić takiego błędu i nie męczyć się przez parę kolejnych lat albo i nawet resztę życia :)
Dziś jest ten dzień w roku, kiedy to wszyscy paradują z serduszkami. A ja z roku na rok się zaczynam zastanawiać czy to nadal jest uznawane za pomaganie czy tylko poprawianie wizerunku. Wszyscy wstawiają zdjęcia z puszkami, serduszkami czy identyfikatorami. Byłam wolontariuszką 2 lata temu, pierwszy i ostatni raz. Co roku na rok odnoszę wrażenie, że wolontariusze są coraz to marniejszej jakości. Ile razy już widziałam obrywanie zabezpieczających puszkę nalepek i wyciąganie z niej kasy. Zaufanie ludzi do WOŚP'u też wydaje mi się coraz mniejsze. Czy jest cel ciągnąć to dalej?
Piosenka którą słyszę już któryś dzień z rzędu. Zawsze jak jakaś piosenka nęka mnie w taki sposób, to staram dorobić sobie do niej jakąś ideologie, że coś próbuje mi powiedzieć, tylko o co chodzi w tym przypadku?!?
Dostałam takie pytanie i kompletnie nie wiedziałam co odpowiedzieć. Powróciłam do świata interpals.net czyli pisania z ludźmi z całego świata. Jak można nie wiedzieć o czym się marzy... Przecież każdy ma jakieś marzenie. Każdy do czegoś dąży.
Mam dzisiaj nadzwyczaj dobry humor. To dziwne uczucie które nachodzi jak grom z jasnego nieba i zmusza do zrobienia czegoś wymagającego kreatywności.
Szłam wczoraj sama w ciszy i samotności, bo oczywiście P. o mnie zapomniał, czego można było się spodziewać :) Dobrze wyszło, bo tak bardzo mi tego brakowało. Wszędzie ludzie, pogoń za niczym, krzyki... Ile można żyć w takim chaosie. Jestem samotnikiem i ten ciągły gwar dookoła mnie wykańcza. W piątek wychodząc ze szkoły pomyślałam: "jakby tylko ktoś odważył się podpalić tą budę, to jako pierwsza pobiegłabym po benzynę by za szybko nie zgasła".
Cytat (z "Alicji w Krainie Czarów")majaczy mi głowie od samego rana, z powodu białego królika w kamizelce który mi się przyśnił.
“ Czasem bywa, że jeszcze przed śniadaniem wierzę w sześć absolutnie niemożliwych rzeczy ”Zdjęcie podsumowuje sobotę, które nastroiła mnie pozytywnie na następny tydzień. Już tylko 5 dni dzieli od ferii.
W końcu zabrałam się za prace maturalną. Pierwsza lektura przeczytana to wypadało by ją opisać. Zawsze to jakiś początek. Zapewne czeka mnie jeszcze nie jedna wizyta w bibliotece.
Jadąc wczoraj do P. zamiast marnować czas postanowiłam spróbować swoich sił przy maturze z geografii. Wniosek jest jeden. Przez 2,5 roku w liceum niczego się nie nauczyłam. No może poza wnioskiem, że trzeba dobrze przemyśleć swoje plany na przyszłość, żeby nie męczyć się w zawodzie do którego człowiek nie ma żadnych predyspozycji :)
Tak samo moja decyzja o klasie z profilem mat-geo była kompletnie błędna. Czasu cofnąć się nie da, ale pora wyciągnąć wnioski, żeby już więcej nie popełnić takiego błędu i nie męczyć się przez parę kolejnych lat albo i nawet resztę życia :)
Dziś jest ten dzień w roku, kiedy to wszyscy paradują z serduszkami. A ja z roku na rok się zaczynam zastanawiać czy to nadal jest uznawane za pomaganie czy tylko poprawianie wizerunku. Wszyscy wstawiają zdjęcia z puszkami, serduszkami czy identyfikatorami. Byłam wolontariuszką 2 lata temu, pierwszy i ostatni raz. Co roku na rok odnoszę wrażenie, że wolontariusze są coraz to marniejszej jakości. Ile razy już widziałam obrywanie zabezpieczających puszkę nalepek i wyciąganie z niej kasy. Zaufanie ludzi do WOŚP'u też wydaje mi się coraz mniejsze. Czy jest cel ciągnąć to dalej?
Piosenka którą słyszę już któryś dzień z rzędu. Zawsze jak jakaś piosenka nęka mnie w taki sposób, to staram dorobić sobie do niej jakąś ideologie, że coś próbuje mi powiedzieć, tylko o co chodzi w tym przypadku?!?
piątek, 10 stycznia 2014
"opłaciło się. Zawsze to tydzień wolności i pięć miesięcy szpitala"
Zawsze po nocy przychodzi dzień...
Wszystko zakręciło się ostatnio w koło szkoły. Matura ustna z polaka zaczęła mnie dręczyć po nocach. Czuję, że się wkopałam z tematem "motyw buntu w literaturze". Nie wiem jak mam się za nią zabrać. Ubzdurałam sobie jedną książkę "rok 1984", która porwała mnie całkowicie. Zostało mi jeszcze jakieś 20 stron do przeczytania, a potem... próba opracowania jej pod kontem buntu. Będzie to ciężki weekend.
Książka strasznie zachęciła mnie to zastanowienia się nad wszystkim dookoła. Szczególnie nad "partią" która mną rządzi w domu. Póki finansuje mnie, muszę żyć w zgodzie. Co zrobić gdy właśnie to mnie unieszczęśliwia? Gdy podchodzi to już pod pewne znęcanie się psychiczne.
Pamiętam jak sobie obiecałam, że w trzeciej klasie wezmę się za naukę żeby zdać maturę na tyle, aby przyjęli mnie na politechnikę wrocławską (400 km stąd). Nawet taka dobra motywacja przy zderzeniu z rzeczywistością legła w gruzach. Może to i dobrze? Przez kolejne lata gnić pod tym dachem bez grama wolności i z ciągła krytyką i narzekaniem nad uchem? Pora wziąć gitarę w rękę i zatopić się w jej uroku.
Przed dzisiejszą gegrą jeszcze czytałam artykuł o treningu skoczków na mamucie. T. Morgenstern miał chyba najlepszą odległość. Wracam do domu, włączam fejsa a tu już wiadomość, o jego upadku/wypadku/dramacie... W internecie są filmiki, linku nie wstawię, bo widziałam go raz i mi wystarczy. Wygląda tragicznie. Podobno stan krytyczny, ale niezagrażający życiu. Nie jestem jakimś specjalnym fanem skoków, po prostu zwykły kibic dopingujący naszych chłopaków. Kadrę mamy wyśmienitą :) a prócz polaków, to właśnie Morgi jest moim faworytem od paru lat. W 2008 roku wysłałam do niego list i otrzymałam autograf. Pamiętam jaką radość mi to sprawiło.
Thomas wracaj szybko to zdrowia!!! może niekoniecznie do skoków...
Piosenka dosłownie biega za mną od wczoraj. Nie mogę się od niej odpędzić :)
Wszystko zakręciło się ostatnio w koło szkoły. Matura ustna z polaka zaczęła mnie dręczyć po nocach. Czuję, że się wkopałam z tematem "motyw buntu w literaturze". Nie wiem jak mam się za nią zabrać. Ubzdurałam sobie jedną książkę "rok 1984", która porwała mnie całkowicie. Zostało mi jeszcze jakieś 20 stron do przeczytania, a potem... próba opracowania jej pod kontem buntu. Będzie to ciężki weekend.
Książka strasznie zachęciła mnie to zastanowienia się nad wszystkim dookoła. Szczególnie nad "partią" która mną rządzi w domu. Póki finansuje mnie, muszę żyć w zgodzie. Co zrobić gdy właśnie to mnie unieszczęśliwia? Gdy podchodzi to już pod pewne znęcanie się psychiczne.
Pamiętam jak sobie obiecałam, że w trzeciej klasie wezmę się za naukę żeby zdać maturę na tyle, aby przyjęli mnie na politechnikę wrocławską (400 km stąd). Nawet taka dobra motywacja przy zderzeniu z rzeczywistością legła w gruzach. Może to i dobrze? Przez kolejne lata gnić pod tym dachem bez grama wolności i z ciągła krytyką i narzekaniem nad uchem? Pora wziąć gitarę w rękę i zatopić się w jej uroku.
Przed dzisiejszą gegrą jeszcze czytałam artykuł o treningu skoczków na mamucie. T. Morgenstern miał chyba najlepszą odległość. Wracam do domu, włączam fejsa a tu już wiadomość, o jego upadku/wypadku/dramacie... W internecie są filmiki, linku nie wstawię, bo widziałam go raz i mi wystarczy. Wygląda tragicznie. Podobno stan krytyczny, ale niezagrażający życiu. Nie jestem jakimś specjalnym fanem skoków, po prostu zwykły kibic dopingujący naszych chłopaków. Kadrę mamy wyśmienitą :) a prócz polaków, to właśnie Morgi jest moim faworytem od paru lat. W 2008 roku wysłałam do niego list i otrzymałam autograf. Pamiętam jaką radość mi to sprawiło.
Thomas wracaj szybko to zdrowia!!!
Piosenka dosłownie biega za mną od wczoraj. Nie mogę się od niej odpędzić :)
wtorek, 7 stycznia 2014
za rzęsami schowana
Ciągle ta jedna natrętna myśl, że wtedy wszystkim było by lepiej.
Zostawić list na stole i wyjść...
Tak bardzo tego chcę, a tak bardzo się boję.
Nie wiem już co myśleć. Otchłań, bez żadnego punktu zaczepienia.
Już nie ma szarości już tylko czerń.
Wokoło tyle się dzieje pięknych rzeczy, tyle powodów do uśmiechu. Bez problemu je zauważam, co było kiedyś takim problemem, ale nie potrafię, nie mogę ich poczuć. Jakbym utknęła w szklanej kuli.
Zostawić list na stole i wyjść...
Tak bardzo tego chcę, a tak bardzo się boję.
Nie wiem już co myśleć. Otchłań, bez żadnego punktu zaczepienia.
Już nie ma szarości już tylko czerń.
Wokoło tyle się dzieje pięknych rzeczy, tyle powodów do uśmiechu. Bez problemu je zauważam, co było kiedyś takim problemem, ale nie potrafię, nie mogę ich poczuć. Jakbym utknęła w szklanej kuli.
czwartek, 2 stycznia 2014
nowy początek starego porządku świata
Tak tak chwalcie się swoimi zdjęciami z imprez na fejsie. Niech wszyscy wiedzą jacy jesteście fajni i ile potraficie wypić. Nie, nie zazdroszczę. Albo inaczej. Zazdroszczę faktu posiadania zdjęć, bo u mnie z tym ostatnio krucho, ale nic po za tym. Mój sylwester nie mógł być lepszy :) Tylko żałuję, że nie towarzyszył mi Nikonem. Niby był Nikonek P. ale nie potrafiłam się z nim dogadać. Niby różnica powinna być nikła między D3100 a D3200. Było minęło, następnym razem będę targać ze sobą mojego Nikonka ze statywem :)
Nowy rok, czyżby jakieś zmiany i postanowienia?!? NIE, nie w moim przypadku. Co jedna noc ma zmienić. Skoro pozostałe 18 lat nie zmotywowało mnie do działania, do zmiany czegoś to co niby ma się stać w ciągu jednej nocy? Ile osób dotrzymuje swoich postanowień? Ile razy wam się udało dotrzymać postanowienia noworocznego, które stawiamy sobie z... obowiązku? społecznej presji? Sam sylwester jest nakręcany przez telewizje, żeby tylko wywalczyć widzów i wydać fortunę na petardy, ciuchy, fryzjerów i inne tego typu rzeczy...
Ostatnio tak się zastanawiałam, chyba faktycznie za dużo myślałam. Od świąt prawie w ogóle nie wychodziłam z domu. Nie miałam nastroju po kłótni z O. i słabo się czułam, co trwa nadal. Więc czas poświęciłam na układanie puzzli i jednoczesne rozmyślanie o wszystkim co istotne, choć stanowczo wolę myśleć o nieistotnych rzeczach. Nie wiem co się we mnie zmieniło, że wyobraźnia przekształciła mi się w jakiegoś ogromnego potwora, który non stop podrzuca mi jakiś głupi pomysł. Może to przez książki, albo radio, bo przecież są to rzeczy dużo bardziej rozwijające niż tv czy komputer, z którego większość korzysta tylko dla fejsa, bloga i czegoś w stylu besty, demoty itp
Mam wrażenie, że zabija we mnie... coś żywego realnego i zabija czas, który przecież jest tak cenny.
Muszę popracować nad sobą. Gdzie jest moja samodyscyplina? Czemu ciągle idę na łatwiznę?
Gdzie się ulokowała cała siła i energia? Nadeszła pora by stawić czoła światu.
Właśnie miałam napisać, ale znów moje roztrzepanie wzięło górę :) Siedziałam tyle czasu w domu z rodzicami przyglądając się im, ich codzienności. Spanie do 10 potem śniadanie, zakupy, obiad, odpoczynek, kawa, spacer, telewizja, kolacja, telewizja. Wiem, że to zapewne różnica wieku między nami, ale mnie to męczy. Chciałabym gdzieś pojechać, coś robić. Trzy dni z rzędu siedzenia w domu powodują u mnie przemęczenie i zniechęcenie mnie do wszystkiego. Może po prostu się rozleniwiam... Lubię coś robić, nawet jeśli na początku mi się nie chce, z reguły wychodzi z tego coś fajnego. Zawsze lepsze jest coś niż nic.
Już tak naszło mnie, kiedy próbowałam przygotować podsumowanie roku na bloga. Do czerwca nie miałam co napisać. I nie chodzi tylko o brak lustrzanki, wtedy na prawdę w pamięci mam pustkę. Pomyślałabym, że wpadłam w wir nauki czy tez szkoły, ale patrząc na świadectwo z 2 klasy nie można tego stwierdzić. Wiem, że były wtedy pewne problemy, ale okazały się bezpodstawne.
Dzisiaj tatuś przyniósł mi ze skrzynki kolejny liścik prosto z Chorwacji.
Kolejna śliczna papeteria z pieskami. Jeszcze w fioletowym kolorze :) Anita dołączyła do listu dwa karneciki na prezent. Z tego co wywnioskowałam (podobno polski i chorwacki jest nawet podobny) że jest to z tej serii kartek świątecznych malowanych przez niepełnosprawne osoby. Świeczka malowana jest ustami, a mikołaj nogami. Z tej serii dostałam kartkę świąteczną od Oli.
Rozpisałam się :) Raz na jakiś czas można, szczególnie kiedy mam foty. Naciągnęło mnie ostatnio na zabawę czasem naświetlania. Póki w sklepach dużo zimnych ogni, szybko robi się ciemno to wszystko sprzyja takim zajęciom i przy okazji odkurzyłam statyw :) Same plusy...
Szczęśliwego Nowego Roku!!! :) Niech będzie lepszy od poprzedniego, ale wszystko zależy od Was!!!
Nowy rok, czyżby jakieś zmiany i postanowienia?!? NIE, nie w moim przypadku. Co jedna noc ma zmienić. Skoro pozostałe 18 lat nie zmotywowało mnie do działania, do zmiany czegoś to co niby ma się stać w ciągu jednej nocy? Ile osób dotrzymuje swoich postanowień? Ile razy wam się udało dotrzymać postanowienia noworocznego, które stawiamy sobie z... obowiązku? społecznej presji? Sam sylwester jest nakręcany przez telewizje, żeby tylko wywalczyć widzów i wydać fortunę na petardy, ciuchy, fryzjerów i inne tego typu rzeczy...
Ostatnio tak się zastanawiałam, chyba faktycznie za dużo myślałam. Od świąt prawie w ogóle nie wychodziłam z domu. Nie miałam nastroju po kłótni z O. i słabo się czułam, co trwa nadal. Więc czas poświęciłam na układanie puzzli i jednoczesne rozmyślanie o wszystkim co istotne, choć stanowczo wolę myśleć o nieistotnych rzeczach. Nie wiem co się we mnie zmieniło, że wyobraźnia przekształciła mi się w jakiegoś ogromnego potwora, który non stop podrzuca mi jakiś głupi pomysł. Może to przez książki, albo radio, bo przecież są to rzeczy dużo bardziej rozwijające niż tv czy komputer, z którego większość korzysta tylko dla fejsa, bloga i czegoś w stylu besty, demoty itp
Mam wrażenie, że zabija we mnie... coś żywego realnego i zabija czas, który przecież jest tak cenny.
Muszę popracować nad sobą. Gdzie jest moja samodyscyplina? Czemu ciągle idę na łatwiznę?
Gdzie się ulokowała cała siła i energia? Nadeszła pora by stawić czoła światu.
Właśnie miałam napisać, ale znów moje roztrzepanie wzięło górę :) Siedziałam tyle czasu w domu z rodzicami przyglądając się im, ich codzienności. Spanie do 10 potem śniadanie, zakupy, obiad, odpoczynek, kawa, spacer, telewizja, kolacja, telewizja. Wiem, że to zapewne różnica wieku między nami, ale mnie to męczy. Chciałabym gdzieś pojechać, coś robić. Trzy dni z rzędu siedzenia w domu powodują u mnie przemęczenie i zniechęcenie mnie do wszystkiego. Może po prostu się rozleniwiam... Lubię coś robić, nawet jeśli na początku mi się nie chce, z reguły wychodzi z tego coś fajnego. Zawsze lepsze jest coś niż nic.
Już tak naszło mnie, kiedy próbowałam przygotować podsumowanie roku na bloga. Do czerwca nie miałam co napisać. I nie chodzi tylko o brak lustrzanki, wtedy na prawdę w pamięci mam pustkę. Pomyślałabym, że wpadłam w wir nauki czy tez szkoły, ale patrząc na świadectwo z 2 klasy nie można tego stwierdzić. Wiem, że były wtedy pewne problemy, ale okazały się bezpodstawne.
Dzisiaj tatuś przyniósł mi ze skrzynki kolejny liścik prosto z Chorwacji.
Kolejna śliczna papeteria z pieskami. Jeszcze w fioletowym kolorze :) Anita dołączyła do listu dwa karneciki na prezent. Z tego co wywnioskowałam (podobno polski i chorwacki jest nawet podobny) że jest to z tej serii kartek świątecznych malowanych przez niepełnosprawne osoby. Świeczka malowana jest ustami, a mikołaj nogami. Z tej serii dostałam kartkę świąteczną od Oli.
Rozpisałam się :) Raz na jakiś czas można, szczególnie kiedy mam foty. Naciągnęło mnie ostatnio na zabawę czasem naświetlania. Póki w sklepach dużo zimnych ogni, szybko robi się ciemno to wszystko sprzyja takim zajęciom i przy okazji odkurzyłam statyw :) Same plusy...
Szczęśliwego Nowego Roku!!! :) Niech będzie lepszy od poprzedniego, ale wszystko zależy od Was!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)